Mały pub, mieszczący się gdzieś na
obrzeżach miasta. W środku panował specyficzny klimat, który
skłaniał bardziej do spokojnego posiedzenia, wypicia kilku piw i
małej refleksji nad życiem, niż do urżnięcia się w trzy dupy i
wszczynaniu burd. Z tyłu dużej sali stała mała, okrągła scena,
na której był postawiony statyw z mikrofonem i wysokie krzesło.
Ta scena czekała właśnie na mnie.
Jak co wieczór usiadłam na wysokim krześle, w rękach trzymałam
gitarę, moją ukochaną gitarę. Usadowiłam się wygodnie i
zaczęłam grać. Po chwili doszły do tego również słowa płynące
z moich ust.
You
only ever touch me in the dark
Only if we're drinking
Can you see my spark?
Only if we're drinking
Can you see my spark?
Lubię tu pracować, robię to co
lubię, dobra większości czasu stoję za barem, ale pośpiewać też
mogę i jeszcze dostaję za to pieniądze, o. Gdyby nie ta praca nie
było by mnie stać na studia, więc nie ma co narzekać. Dzisiaj
jest wyjątkowy ruch, Czarny Kot nie jest miejscem dla wszystkich,
większość ludzi to stali bywalcy, ale ostatniego czasu przybyło
nam dużo klientów powyżej lub w okolicy dwóch metrów. Dziwne
nie? No właśnie nie dziwne, jeśli się ma halę sportową dwie
ulicę dalej. Kończę śpiewać i staję za barem. Kolejny napływ
nowo przybyłych gości, w tym też ci dwumetrowcy o których
wspominałam wcześniej. Jak zawsze, część zajmuje jeden ze
stolików, a druga część gramoli się na krzesłach przy barze.
-Popatrz Misiek jakie my mamy
szczęście, znowu nasza ulubiona barmanka. - mówi szczerzący się
prawie non stop brunet.
-Nie panie Bartman, nie dam panu mojego
numeru przykro mi. - mówię wycierając szklankę. Po chwili nalewam
piwa do dwóch kufli i stawiam przed mężczyznami, dopiero wtedy
zauważyłam, że drugi z nich siedzi jakiś przygnębiony, nawet nie
zaśmiał się z tego, że znowu spławiam jego przyjaciela.
-A może ja już nie chcę Twojego
numeru co?! - pyta oburzony Bartman i upija duży łyk piwa.
-Bo od miesiąca próbujesz mnie do
tego przekonać panie Bartman. - uśmiecham się do niego figlarnie i
obsługuję kolejnego klienta. Zastanawiam się gdzie podział się
Filip, przecież był jeszcze chwilę temu stał koło mnie a teraz
wyparował. Rozglądam się po sali i widzę blondyna flirtującego z
jakimś przystojnym chłopakiem. No ja mu dam flirtować jak ja tu
się urabiam po łokcie! Patrzę na chłopaka tak intensywnie, że
pod wpływem tego spojrzenia blondyn odwraca się, uśmiecha się do
mnie głupkowato i wraca powolnym krokiem za bar.
-Flirtuj sobie dalej, wcale nie
potrzebuję pomocy. - mówię z ironią, kiedy Fifi staje obok mnie.
-Znajdź Ty sobie faceta, bo jesteś
strasznie zrzędliwa. - blondyn pokazuje mi język. Prycham tylko i
zaczynam myć brudne kufle.
Jest już późno, lokal pustoszeje i
zostają już najbardziej wytrwali klienci. Filip sprząta puste już
stoliki, a ja wydaję ostatnie trunki.
-No, ale dlaczego nie chce dać mi tego
numeru? - pyta po raz milionowy już tego dnia Bartman.
-Bo wystarczy mi, że nachodzisz i
męczysz mnie w pracy. - odpowiadam sprawdzając czy zgadzają mi się
pieniądze w kasie. Brunet jeszcze długo marudzi i stwierdza, że
jeśli nie dam mu swojego numeru to nie ruszy się z baru, prycham
tylko.
Ku mojemu nieszczęściu dwójka
siatkarzy została do zamknięcia pubu. Prośby, a nawet błagania
nic nie dały. Nawet Filip, moja oaza spokoju nie wytrzymała i
ryknęła na mnie, że mam w końcu dać Bartmanowi ten pieprzony
numer, bo jeszcze dwie sekundy, a pozabija nas wszystkich, bo jest
strasznie zmęczony. Ze zbolałą miną podyktowałam brunetowi te
dziewięć cyfr.
Do mieszkania weszłam najciszej jak
tylko mogłam, nie miałam siły na prysznic. Przebrana w wielką
koszulkę i krótkie spodenki rzuciłam się na łóżko i
momentalnie odpłynęłam w ramiona Morfeusza.
Nie, mój telefon wcale nie dzwoni,
cała moja poduszka nie wibruje, nie to tylko sen, to musi być sen.
No, bo kto normalny dzwoni do mnie w niedzielę rano?! No chyba
samobójca tylko. Próbowałam to zignorować, ale ten ktoś jest
uparty i nie daję za wygraną. Wygrzebuję w końcu telefon spod
mojej wielkiej poduszki.
-Czego kurna?! - warczę do słuchawki,
nie patrząc uprzednio kto się do mnie dobija.
-Dzieńdoberek! Jak się miewa moja
ulubiona pani barman? - gdy usłyszałam w słuchawce radosny głos
Bartmana ogarnęła mnie jeszcze większa złość.
-Bartman wczorajszy mecz był Twoim
ostatnim. - warczę cicho. -Mam nadzieję, że znasz dobrych
specjalistów od złamań, bo jak dostanę Cię w moje ręce to Ci
się przydadzą. - ryczę do słuchawki i się rozłączam. Rzucam
telefon gdzieś w pościel i gramolę się z łóżka. Klnąc pod
nosem zmierzam w stronę kuchni, skąd dochodzi zapach świeżo
parzonej kawy.
-Cześć tato. - mówię widząc
siedzącego z gazetą przed twarzą ojca.
-Jest dopiero 12 a Ty już nie śpisz?
- mówi zdziwiony tata.
-No jak widać. - mruczę i zanurzam
usta w kubku ciepłej kawy.
-Wyczuwam wisielczy humor. - śmieje
się tata, odkładając gazetę.
-Nie skądże, jestem radosna jak
skowronek. - mówię z ironią i czuję jak coś uczepiło się moich
kolan. Spoglądam w dół i widzę brązową czuprynę mojego brata.
-Zuuuu! Chodź ze mną na spacel. -
mówi nadal przytulony do moich kolan Alek.
-A dasz mi się ogarnąć? - pytam
biorąc młodego na ręce, ten tylko szczerzy do mnie swoje mleczaki.
Tata zapowiedział, że ugotuje obiad,
więc z młodym mamy czas na długi spacer. Na dworze panuje
przepiękna pogoda, jest ciepło, świeci dużo słońca, no jest
pięknie.
Wstępujemy z Alkiem jeszcze do sklepu
żeby kupić coś do picia. Małego oczywiście wszędzie jest pełno.
-Alek nie biegaj. - mówię po raz
kolejny, ale szatynek mnie nie słucha. Odrywam wzrok od malca
zaledwie na kilka sekund i już słyszę głośny huk.
-Alek! - krzyczę i podbiegam do
leżącego na ziemi malucha. Nawet nie zwracam uwagę na kogo wpadł
młody, liczy się tylko żeby nic mu się nie stało. Zbieram go
szybko z podłogi.
-Nic Ci się nie stało? - pytam i
oglądam go z każdej strony.
-Njee, ale Zuu pacz jaki ten pan jest
wieeeelki. - mówi Alek, robiąc przy tym wielkie oczy. Podnoszę
wzrok na owego pana i kogo widzę? No kogo?! BARTMANA.
-Znowu Ty?! - mówię z rezygnacją w
głowie.
-To przeznaczenie. - mówi Zbigniew B.
i uśmiecha się do mnie nonszalancko.
-Chyba fatum wiszące nade mną. -
mruczę i nie zważając, że Bartman jeszcze coś do mnie mówi
zaczęłam iść przed siebie. Brunet oczywiście szedł za nami i
cały czas coś nawijał. Przy kasie dołączył do niego oczywiście
nieodłączny Kubiak, wyglądał dziś gorzej niż wczoraj. Miał
takie strasznie smutne oczy. Naprawdę miało się ochotę go
przytulić i powiedzieć, że wszystko było okej.
-Misiek może przejdziemy się z Zuu i
jej synkiem na spacer? - powiedział Bartman i w tym momencie miałam
ochotę go zamordować.
-Po pierwsze to nie jest mój syn,
tylko brat, a po dwa jeszcze raz nazwij mnie Zuu to już więcej nie
zagrasz. - warknęłam na niego. Kubiak w tym momencie powinien się
zaśmiać, tak jak robił za każdym razem gdy przegadywałam się z
jego przyjacielem.
-Auć nie gryź maleńka. - zaśmiał
się brunet. -Lubie ostre laski. - prychnęłam tylko i wyszłam z
małym ze sklepu.
Na plac zabaw dotarliśmy oczywiście
we czwórkę, nie wiem dlaczego Aleksander uczepił się tak
Zbigniewa, ale właśnie razem lepili babki z piasku. Siedziałam na
ławce razem z Kubiakiem. W zupełnej ciszy o dziwo. Zaczęłam
grzebać w mojej wielkiej torbie, po chwili wygrzebałam z niej
paczkę karmelków.
-Karmelka? - zapytałam i wyciągnęłam
paczkę w stronę Kubiaka.
-Dzięki. - brunet odpakował karmelowy
smakołyk i włożył do ust.
-Może nie powinnam pytać, ale czy coś
się stało? - zapytałam w końcu, patrząc na Michała.
-Tak, to znaczy nie. Tak, ale nie chcę
o tym rozmawiać. - powiedział plątając się w swoich słowach.
-Pamiętaj nie ma sytuacji bez wyjścia,
wszystko się w końcu ułoży. - powiedziałam patrząc na niego
uważnie. Widziałam jak patrzy na mnie z miną „przestań
pieprzyć, nic się nie ułoży.”. - Gdybyś chciał kiedyś
pogadać, to wiesz gdzie mnie szukać albo Twój skretyniały
przyjaciel ma mój numer wystarczy zadzwonić. - powiedziałam cicho
i uśmiechnęłam się do niego. Wstałam z ławki i poszłam do Alka
i Bartmana.
Świetnie, po prostu świetnie. Jeśli
ten autobus zaraz nie przyjedzie to spóźnię się z uczelnie,co tam
zajęcia, ja się spóźnię zaraz na sesję! Jak ja nienawidzę
komunikacji miejskiej. Chodziłam po przystanku klnąc pod nosem.
Usiadłam zrezygnowana na ławce.
Na przystanek podjechało czarne BMW,
nawet nie zwróciłam na nie większej uwagi, dopiero jak drzwi od
strony pasażera się otworzyły zobaczyłam Kubiaka za kierownicą.
-Zuza wsiadaj. - powiedział chłopak i
bardziej otworzył drzwi. Nie zastanawiając się dłużej zabrałam
wszystkie swoje manatki i wpakowałam się do samochodu Kubiaka.
Dopiero jak samochód ruszył a ja zapięłam pasy to zorientowałam
się, że nie wiem gdzie brunet jedzie.
-Michał właściwie gdzie Ty jedziesz?
- zapytałam zdezorientowana.
-Tam gdzie Ty. Zgaduję, że na
uczelnię gdzieś w.. - urwał.
-W Katowicach. - dopowiedziałam za
niego.
-No właśnie, w Katowicach powiesz mi
tylko jak dojechać i jesteśmy. - powiedział i uśmiechnął się
lekko. Spojrzałam na zegarek i westchnęłam zrezygnowana.
-I tak już nie zdążę na na sesję.
- mruknęłam i oparłam głowę o fotel samochodu.
-Nie ma rzeczy niemożliwych. -
powiedział Kubiak z zawadiackim uśmiechem. Poczułam tylko jak
wgniata mnie w fotel. Przerażona chwyciłam się tylko rękami
fotela.
-Kubiak czy Ty chcesz mnie zabić?! -
krzyczę.
-Chcesz zdążyć na uczelnię? -
zapytał uśmiechnięty. Nic już nie odpowiedziałam. Z zamkniętymi
oczami jechałam do samych Katowic, ale dzięki tej jeździe zdążyłam
na sesję!
-Dzięki Ci Misiek! - powiedziałam
wychodząc z samochodu, nie wiem co mnie podkusiło, ale pocałowałam
chłopaka w policzek.
Z uczelni wyszłam wykończona, stres
mnie wykończył dosłownie. Usiadłam na ławce tuż obok budynku
uczelni, miałam jeszcze dużo czasu do autobusu. Założyłam na nos
okulary i wyciągnęłam się na ławce.
-To co wracamy do domu? - usłyszałam
nad sobą. Powoli ściągnęłam okulary i zobaczyłam Michała
stojącego nade mną.
-Czekałeś na mnie? - zapytałam
zdziwiona.
-No tak jakby.. chciałem porozmawiać.
- powiedział drapiąc się po głowie.
-Tutaj niedaleko jest fajna kawiarnia,
może do tej rozmowy jakaś kawa i ciacho? - zapytałam wstając.
Michał tylko pokiwał głową, że się zgadza.
________________
cześć wszystkim, kiedyś już było to opublikowane, ale teraz zaczynam od nowa.
Kubiak będzie częstym gościem w różnych odsłonach, ale o tym przekonacie się w swoim czasie. ;)
nie wiem co tu będę pisać, ale będzie pomieszanie z poplątaniem, czyli jak lubię najbardziej. myślę, że głównie będą jedno odcinkowe, ewentualnie w kilku częściach, nic długiego żeby nie zanudzać.
mam nadzieję, że się Wam spodoba. ;)
cześć wszystkim, kiedyś już było to opublikowane, ale teraz zaczynam od nowa.
Kubiak będzie częstym gościem w różnych odsłonach, ale o tym przekonacie się w swoim czasie. ;)
nie wiem co tu będę pisać, ale będzie pomieszanie z poplątaniem, czyli jak lubię najbardziej. myślę, że głównie będą jedno odcinkowe, ewentualnie w kilku częściach, nic długiego żeby nie zanudzać.
mam nadzieję, że się Wam spodoba. ;)
Marina w tle i Bromance jeszcze razem, tak Sylwia jest zdecydowanie na tak!
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam i mi się spodobało, jestem ciekawa dalszych losów. A poza tym Bartman&Kubiak wspólnie, razem, nierozłączni mnie przekonali! Kupiłaś mnie tym. Powiadom jak coś się pojawi: 45182666
OdpowiedzUsuńKrótko, zwięźle i na temat? Już mnie kupiłaś ^^ Lubię takie krótkie odskocznie ;) Ciekawe co im wyjdzie z tej rozmowy ;)[oszukac-serce]
OdpowiedzUsuńSuper! :D z niecierpliwością czekam na kolejne! :)
OdpowiedzUsuńBartman taki nachalny jest bardzo wkurzający :P i robienie babek z piasku wydaje się być całkiem na jego poziomie :D. Ciekawe, co za problem ma Kubiak :). Pozdrawiam :)
i-do-not-know-what-i-want.blogspot.com