sobota, 29 grudnia 2012

Zapomniane wspomnienia cz. I.



Jak to jest zapomnieć swoje dotychczasowe życie? Ledwo pamiętać swoje imię, rodziców i najbliższe przyjaciółki. Mieć tylko jakieś prześwity w pamięci z nimi związane. Nie pamiętać o swojej pasji, marzeniach, zainteresowaniach, o niczym. Uczyć się życia od nowa, bo wszystkie dobre i złe doświadczenia gdzieś odeszły.
Nie jest to nic przyjemnego. Siedzieć w swoim pokoju i nie pamiętać co gdzie jest, nie pamiętać co się w nim przeżyło i czujesz się wtedy jak w zupełnie obcym miejscu, po chwili wchodzi do niego prawie obca kobieta, którą wszyscy nazywają Twoją matką, a Ty jej po prostu nie pamiętasz, tylko w środku czujesz takie coś, co podpowiada Ci, że to Twoja rodzicielka. Chodzisz po domu, w którym spędziłaś całe swoje życie, a nie wiesz nawet gdzie jest głupia łazienka. Wychodzisz na dwór i nie wiesz którą ulicą iść by dojść do swojej ulubionej kawiarenki Na początku czuje się bezsilność, a potem narastającą złość i na końcu gniew, bo za wszelką cenę chcesz sobie przypomnieć to wszystko, tylko nie możesz i nie pomagają lekarze, psychologowie i inni. Słyszysz tylko jedną i tą samą śpiewkę „Będzie dobrze, do tego potrzebny jest czas, na pewno sobie wszystko przypomnisz.” i tak w kółko.

~
Wszyscy starają Ci się pomóc, przychodzą, rozmawiają, przedstawiają się i opowiadają różne historie i historyjki, a Ty po wysłuchaniu ich i tak powiesz „Nie pamiętam.”. I tak jest, i tym razem. Siedzę a raczej siedzimy w trójkę w hali „Polonia” w Częstochowie. Jest ze mną Kamila i Monika, moje przyjaciółki. Czy je pamiętam? I tak, i nie. Z Moniką mam jakieś przebłyski z dzieciństwa, z Kamilą kojarzą mi się znowu kolacje o dziwnych nocnych porach, nie mogę nic stwierdzić na podstawie tych wspomnień, ale zdjęcia mówią same za siebie.
Siedzimy blisko boiska żebym wszystko dokładnie widziała. Jeden z psychologów powiedział, że jak będę robiła to co przed wypadkiem, moje wspomnienia szybciej do mnie wrócą. Podobno jeździłam na mecze i interesowałam się siatkówką i patrząc na dziewczyny dość mocno się tym interesowałam, więc jeżdżę na mecze i staram się coś sobie przypomnieć, z marnym skutkiem.
Na boisko wyszła drużyna gości, podobno wielka i niepokonana Skra Bełchatów, po drugiej stronie siatki dumnie prezentowała się drużyna spod Jasnej Góry. Patrząc na nich wszystkich nie kojarzyłam nikogo, czarna dziura, przyzwyczaiłam się do tego uczucia. Uważnie przypatrywałam się każdemu szczegółowi. Nic, jedno wielkie nic. Gra się zaczęła.
-Popatrz ten z numerem sześć to Karol Kłos, podobał Ci się, zawsze śmiałyśmy się z niego, że jest taki chudziutki i będziesz mogła go ciągnąc za żebro, bo tak mu wystają. - powiedziała Kamila i niepewnie na mnie spojrzała. Popatrzyłam na blondyna z szóstką na plecach faktycznie był aż za chudy jak na jego wzrost, przypatrywałam mu się dłuższą chwilę, ale nic. Żadnej nowej migawki, żadnego wspomnienia, nawet przebłysku. Westchnęłam tylko i ponownie skupiłam się na grze chłopaków. Pierwszy set został zapisany na konto bełchatowian. Krótka przerwa między kolejnym setem. Patrzyłam na każdego z nich ponownie, wręcz gapiłam się na nich, żeby tylko coś sobie przypomnieć.
-A tamtych dwóch to Fabian Drzyzga i Piotrek Nowakowski, Cichy Pit inaczej. Pamiętasz śmiałaś się zawsze z brwi Fabiana, że żyją własnym życiem, ja zawsze mówiłam, że masz spadać i lepiej popatrzeć na uciekające oko Kłosa. Wika przypomnij sobie! - powiedziała w końcu błagalnie, gdy zobaczyła, jak na nią patrze. Nie dziwię się jej, sama pewnie błagałabym ją żeby sobie przypomniała gdyby była na moim miejscu.
-Przymknij się i daj mi się skupić! - warknęłam na nią. Była wściekła, że ta cala cholerna metoda nie skutkuje, nie przynosi żadnych rezultatów. Jestem tym wszystkim już po prostu zmęczona.
Monika nie odzywała się w ogóle, tylko trzymała mnie za dłoń, co jakiś czas ściskając mocniej żeby dodać mi otuchy.
Zaczął się drugi set. Walka była wyrównana, punkt za punkt, gdy jedna drużyna odskakiwała na kilak punktów, druga momentalnie ją doganiała. Tłum kibiców zebranych na hali szalał, jak i za jedną tak i za drugą drużyną. Siatkarze otrzymywali tysiące braw, które miały ich zmotywować do jeszcze lepszej gry i tak też się stawało. Punkt za punkt, as serwisowy, cała hala wrzała. Drugi set został zakończony na przewagi i został zapisany na kącie AZS'u.
Hałas jaki robili kibice, chwilowo ustał, kolejna przerwa między setowa. Schowałam twarz w dłoniach, w głowie huczały mi obrazy, pełno obrazów, ale to nie były obrazy z przeszłości, wszystkie były teraźniejsze ani jednego małego skrawka wspomnień sprzed wypadku. W końcu poczułam jak po moim policzki spływa łza.
-Co się stało? - zapytała cicho blondynka. Spojrzałam na nią wzrokiem pełnym rozgoryczenia, wściekłości i bezsilności.
-Nic nie pamiętam. Rozumiesz?! NIC! - krzyknęłam, czym zwróciłam na nas uwagę kibiców i siatkarzy, co się dziwić skoro na hali była zupełna cisza i było słychać tylko prowadzącego, którego zdołałam zagłuszyć. Zabierając swoje rzeczy i przeciskając się jednocześnie przez trybuny, opuściłam mury hali „Polonia”.

~
Po prostu, wyszłam z domu, wsiadłam w autobus i pojechałam. Przypomniałam sobie w jaki autobus wsiąść aby pojechać do.. No właśnie gdzie? Tego już sobie nie przypomniałam. Nie powinnam była jechać, nie powinnam była jechać sama, przecież mi nie wolno, ale musiałam w końcu zrobić coś sama. Bez prowadzenia mnie za rączkę, muszę przecież na nowo nauczyć się samodzielności. Chociaż mogłam zabrać ze sobą Monikę , tak dla towarzystwa. Gdzie dojechałam? Chyba nie powinnam być zdziwiona, że wylądowałam w Jastrzębiu, w końcu kochałam kiedyś siatkówkę. Usiadłam na najbliższej ławce, bo właśnie skończyła mi się moja pamięć. Głupio to brzmi prawda?
Odetchnęłam ciepłym letnim powietrzem i poprawiłam okulary przeciwsłoneczne spoczywające na moim nosie. Jak na polskie zimne i deszczowe z reguły lato to dzisiaj było wyjątkowo gorąco. Przymknęłam lekko oczy rozkoszując się promieniami słońca. Zastanawiałam się co teraz mogę zrobić, w końcu nie znam tego miejsca, nie wiem gdzie iść. Nie wiem ile tak siedziałam, ale w końcu zdarzyło się to o czym mówili ci wszyscy lekarze. W końcu jakieś wspomnienia zaczęły przewijać się przez moją głowę. Wiedziałam jak dojść chyba na halę, przynajmniej tak mi się wydaje, że ten budynek to była hala. Pójdę prosto, w prawo, znowu chyba prosto i w lewo. Szłam powoli, oglądając wszystko dokładnie dookoła, chciałam wszystko zapamiętać, nawet najmniejszy szczegół. Strasznie się cieszyłam, że w końcu coś zaczyna dziać się w mojej głowie, moja rehabilitacja trwa już taki długi czas, a postępy dotychczas były prawie niewidoczne, ale w końcu coś zaczyna się dziać!
Już z daleka widziałam budynek jastrzębskiej hali sportowej. Nie wiem dlaczego, ale ten widok cieszył moje oczy. Uśmiech sam wpłynął na moje usta i nie chciał z nich zejść. Przeszłam przez przejście dla pieszych i już stałam przed halą. Nie, nie chciałam wchodzić do środka, po prostu chciałam na nią popatrzeć z nadzieję, że coś jeszcze sobie przypomnę. Usiadłam na pobliskiej ławce i patrzyłam, z torebki wygrzebałam mój telefon i zakładając słuchawki puściłam muzykę. Nie wiem ile tak siedziała, chyba dosyć długo, bo powietrze zaczęło się stopniowo ochładzać. Pomyślałam, że czas wracać do domu. Wstałam z ławki i chciałam iść tą drogą, którą tutaj dotarłam, jednak nie wiedziałam z której strony przyszłam. Zaczęłam nerwowo patrzyłam raz w lewo, raz w prawo. W pamięci znowu pojawiła się czarna dziura która pochłaniała to co sobie przypomniałam. Rozpłakałam się z bezsilności i usiadłam na ziemi. Nie wiedziałam co zrobić. Zadzwonić do domu? Przecież nawet nie będę potrafiła wytłumaczyć rodzicom gdzie jestem. Siedziałam na tej pieprzonej ziemi i nie wiedziałam co zrobić. Nie potrafiłam powstrzymać łez, one samoistnie leciały po moich policzkach. Nawet nie wiem kiedy ten ktoś się przy mnie pojawił, wiem, że coś do mnie mówił, ale przez to zdenerwowanie i histeryczny płacz nie byłam wstanie zrozumieć ani słowa. W końcu poczułam jak mocno chwyta mnie za ramiona, stawia do pionu i mocno mną trzęsie. Zaczęłam łapczywie chłonąć już chłodne powietrze do moich płuc, starałam się opanować i w końcu powoli zaczęło mi się to udawać. Nie płakałam już, ale ciągle nie potrafiłam opanować mojego szalejącego oddechu. Przez załzawione oczy w końcu udało mi się zobaczyć tego kogoś, stał przede mną wysoki, dobrze zbudowany brunet. Miał dziwny wyraz twarzy tak jakby trochę przestraszony a zarazem zdziwiony.
-Uspokój się, no już spokojnie. - powtarzał w kółko. Zaczęłam głęboko oddycha, coraz wolniej, az po pewnym czasie mój oddech w miarę się uspokoił.
-Powiedz mi co Ci się stało? - zapytał, dalej z tą samą miną. Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa.
-N-nic. - wyjąkałam, wycierając mokre policzki.
-Jak to nic?! Dziewczyno, jak Cie znalazłem z tego płaczu nie potrafiłaś złapać oddechu! - krzyknął na mnie, co wcale nie pomogło. Skuliłam się trochę ze strachu, co brunet od razy zauważył. - Przepraszam nie powinienem był krzyczeć, po prostu.. - nie dałam mu dokończyć.
-Ja ja nie wiem jak wrócić do domu, nie pamiętam gdzie mieszkam. - wydusiłam z siebie i znowu z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale nie dziwcie się mu, nie codziennie się słyszy, że prawie dorosła dziewczyna nie pamięta gdzie mieszka.
-Jak to nie pamiętasz gdzie mieszkasz? - zapytał głupkowato i podrapał się po głowie, pociągnę tylko nosem. -Dobrze, spokojnie jakoś sobie poradzimy dobra? Już nie płacz, zrobię wszystko żebyś wróciła do domu. - powiedział i poklepał mnie po ramieniu.
-Ja nic nie pamiętam, znowu nic nie pamiętam. - powiedziałam cicho. Byłam wściekła na siebie. Jak mogłam być taka głupia?!
-Jak masz na imię? - zapytał. -Jestem Zbyszek.
-Adrianna. - powiedziałam już w miarę normalnym tonem. -Ja, ja nie wiem jak mogłam być taka głupia i nie odpowiedzialna! - huknęłam nagle.
-Czasami popełnia się błędy. - powiedział spokojnie brunet. -Masz telefon, żebyś mogła zadzwonić do rodziców? - zapytał.
-Tak, tak mam, tylko, że ja nie wiem gdzie ja jestem. - powiedziałam trochę zawstydzona i spuściłam głowę.
-Ale ja wiem i Ci pomogę, dawaj ten telefon. - uśmiechnął się Zbyszek i wyciągnął rękę po mój telefon, podałam mu urządzenie. Brunet odszedł kawałek ode mnie, widziałam, że z kimś rozmawia, pewnie z kimś z mojej rodziny.
Odkąd brunet wrócił i usiadł koło mnie ani ja, ani on nie odzywaliśmy się. Nie wiem ile czasu tak siedzieliśmy, ale w końcu nadjechał samochód, łamiąc po drodze pewnie wszystkie zakazy ruchu drogowego, wyskoczył z niego mój tata. Od razu poderwałam się na równe nogi.
-Ada nic Ci nie jest?! - zapytał i jednocześnie przytulił mnie mocno do siebie. -Wsiadaj do samochodu.
Posłusznie skierowałam się w jego stronę i usadowiłam się na tylnej kanapie.
-Nie wiem jak mam panu dziękować. - powiedział mężczyzna zwracając się do bruneta.
-Każdy na moim miejscu tak by się zachował. - odpowiedział lekko skrępowany całą tą sytuacją Zbyszek. -Ja tylko nie rozumiem jak to się mogło stać, przecież ona wygląda na zdrową, normalną dziewczynę.
-Nie, nie każdy. Jeszcze raz panu dziękuję. - upierał się. -Ona, Ada miała wypadek, staram się przywrócić jej pamięć. Ona nawet pana nie poznała. Naprawdę dziękuje za pomoc. - powiedział szybko i skierował się do samochodu.
Tata się nie odzywał, nie wiem czy był zły, czy po prostu czekał aż pierwsza się odezwę. Byłam wściekła na siebie. Co by było gdyby to ktoś inny mnie znalazł i wcale mi nie pomógł? W tym momencie byłam tak strasznie wdzięczna Zbyszkowi. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że nawet mu nie podziękowałam. Spojrzałam przez okno, samochód jechał z przepisową prędkością, więc mogłam podziwiać krajobraz za oknem. Bałam się, że jak wrócę do domu, rodzice będą na mnie wrzeszczeć, a co gorsza stracą do mnie zaufanie i już nic nie będę mogła zrobić samodzielnie.
-Przepraszam. - powiedziałam w końcu.
-Nic się nie stało kochanie, już jest dobrze. - powiedział tata po chwili. Westchnęłam tylko i przymknęłam powieki.
______________________
padła kolej na Zbigniewa B. jego będzie kilka części, tak ze dwie ewentualnie trzy. 
jak tam po świętach? ; )

piątek, 21 grudnia 2012

Atanasijević.




and it's dark in a cold December, but I've got ya to keep me warm and if you're broken I will mend ya and keep you sheltered from the storm that's raging on now.


Lubię siedzieć i patrzeć na niego gdy śpi. Wygląda wtedy tak niewinnie i spokojnie. Uśmiecham się widząc jego uśmiech przez sen, pewnie śni mu się coś przyjemnego. Do tego wszystkiego jego włosy sprawiają, że wygląda jak cherubinek. Czasami nawet zdarza mi się go tak nazywać, wtedy tak śmiesznie marszczy nos i powtarza, że mam tak nie mówić. Siedzę sobie w fotelu, popijając gorącą i słodką kawę. W mieszkaniu nagle zrobiło się dosyć chłodno. Stawiam kubek z parującą kawą na niewielkim stoliku i idę do sypialni po koc. Przykrywam nim wciąż śpiącego na kanapie Alka i całuję go delikatnie w czoło. Ponownie siadam w fotelu i zamykam oczy. Czuje przyjemny uścisk w żołądku wspominając nasze pierwsze spotkanie.

Pamiętam jak dziewczyny zaciągnęły mnie na mecz, wtedy jakoś nie specjalnie miałam na to ochotę, tym bardziej, że był to mecz Skry Bełchatów za którą szczerze nie przepadałam. Monika prawie od razu po przybyciu na halę nas opuściła, w końcu praca pani dziennikarz wzywa. Wraz z Basią zajęłyśmy swoje miejsca. Zaczęłyśmy żarliwie o czymś dyskutować, bo nie zauważyłyśmy nawet jak zawodnicy wyszli na rozgrzewkę. Na początku w ogólnie nie zwróciłam na niego uwagi, to był jego pierwszy mecz w barwach bełchatowskiego klubu. Nigdy jakoś bardzo nie interesowali mnie zawodnicy z żadnej drużyny, fakt czasami zdarzało się, że z dziewczynami poplotkowałyśmy o zawodnikach i ich wyglądzie czy też jego braku, ale w końcu jesteśmy kobietami, a obgadywanie to jedna z naszych wrodzonych cech. Rozgrywkę zawodników zauważyłyśmy dopiero wtedy gdy mocno oberwałam w głowę piłką. Nie wiem z jaką prędkością ona leciała, ale ból był niemiłosierny, ale na szczęście szybko przeszedł. Pamiętam, że strasznie się przestraszyłam, bo na początku obraz przed oczami całkiem mi się rozmazał, w głowie mi szumiało, myślałam, że umrę. Jednak kiedy szok miną, momentalnie zaczęłam wymyślać jak bardzo nagadam temu marnemu siatkarzynie który wykonał zamach na moje życie. Gdy obraz z powrotem mi się wyostrzył zobaczyłam właśnie jego klęczącego przede mną i pytającego się czy wszystko ze mną w porządku, do tego chyba z milion razy powiedział, że bardzo mnie przeprasza oraz moją przyjaciółkę krzyczącą po nim. Widząc jego przerażoną minę i do tego te przestraszone oczy, cała moja złość gdzieś zniknęła. Dziwiłam się sama sobie, bo nigdy taka nie była. Powinnam była na niego nawrzeszczeć i z trzaskaniem drzwiami wyjść z hali, ale o dziwo tak nie postąpiłam.
-I'm fine. - odpowiedziałam po angielsku, bo właśnie w takim języku przemawiał do mnie Alek.
-Na pewno? Ja naprawdę bardzo przepraszam, nie mam pojęcia jak to się stało! - powiedział po raz kolejny.
-Tak na pewno, nadal jestem w jednym kawałku, więc, jest dobrze. - powiedziałam i nawet nikle się uśmiechnęłam.
Potem widziałam jak Atanasijević gorąco tłumaczył się trenerowi. Reszta meczu zakończyła się bez specjalnych niespodzianek. Oczywiście dla odmiany wygrała wtedy Skra, zadziwiające prawda?
Pamiętam, że Alek cały tamten mecz przestał w kwadracie, nie wszedł nawet na sekundę na boisko. Baśka przez cały mecz powtarzała, że bełchatowski kwadrat obserwuje każdy nasz ruch, głupio przy tym chichocząc.
Hala zaczęła pustoszeć, właściwie zostały w niej tylko piszczące trzynastolatki, które na widok Bartosza Kurka dostawały spazmów jednocześnie mdlejąc i my czekając na Monikę. Westchnęłam cicho widząc wszystkie te dziewczyny, które w najlepszych ciuchach i z najlepszą fryzurą i najlepszym makijażem jaki udało im się zrobić wdzięczyły się do mało zainteresowanych nimi siatkarzy.
Zostałam sama, widziałam jak Basia stała koło bandy reklamowej i strasznie gestykulując rękami rozmawiała o czymś z Monią. Sięgnęłam po torebkę i wygrzebałam z niej karmelowego cukierka, które zawsze miałam miałam w torebce. Znowu gdzieś nad sobą usłyszałam, że ktoś mówi do mnie po angielsku z tym dziwnym obcym akcentem. Podniosłam głowę i znowu zobaczyłam przed sobą Alka.
-Jeszcze raz Cię bardzo przepraszam. - powiedział zmieszany i podrapał się po głowie.
-Na prawdę nic się nie stało. Jak widzisz jestem cała i zdrowa. - uśmiechnęłam się w jego stronę aby dodać mu otuchy.
-Czekasz na kogoś? - zapytał niepewnie.
-Na przyjaciółki, wiesz jedna z nich jest dziennikarką więc czekamy aż pozbiera potrzebne jej materiały.
Pamiętam, że rozmawiało nam się wtedy bardzo gładko, nie było żadnej ciszy, bo Serb jest straszną gadułą, tak samo jak ja, więc rozmawialiśmy o wszystkim. Śmialiśmy się nawet z jego kolegów, którzy z minami cierpiętników rozdawali kolejne autografy. Atanasijević sprawiał naprawdę dobre pierwsze wrażenie, był wiecznie uśmiechnięty, rozgadany i do tego przy rozmawianiu gestykulował strasznie rękoma, co bardzo mnie śmieszyło. Rozmawialiśmy do momentu aż przyszły dziewczyny. Zaczęłyśmy się powoli zbierać do wyjścia, pożegnałam się z Alkiem. Byłyśmy już poza terenem hali, oczywiście nie obeszło się bez żartów dziewczyn typu „No Ci Serbowie dobrze kombinowali z tym podrywem.”, wywróciłam tylko oczami i chciałam wsiąść do samochodu gdy usłyszałam ponowie głos Serba.
-Ja całkiem zapomniałem zapytać Cię jak masz na imię! - powiedział zziajany.
-Wiktoria, tak, tak jak zwycięstwo. - powiedziałam i uprzedziłam jego ponowne zdanie.
-Skąd wiedziałaś, że chcę to powiedzieć? - zapytał zdziwiony. -Dobra, nie ważne. Chciałbym Cię jeszcze zapytać czy nie dałabyś mi swojego numeru? - zapytał i był przy tym taki uroczy. Właśnie wtedy ujął moje serce, tym jak uroczo się zmieszał.

Alek właśnie się przebudził, uśmiechnęłam się do niego. Chłopak wstał, podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło.
-Zjadłbym coś. - mruknął gdzieś nade mną.
-Jakiegoś człowieka co? - zaśmiałam się. -Chodź, zrobię kolacje, ale pod jednym warunkiem, pomożesz mi.
Wiedziałam, że gotowanie z Atanasijevicem skończy się godzinnym sprzątaniem kuchni, ale naprawdę uwielbiałam ganiać się z nim po naszej małej kuchni rzucając się mąką.

Zbliżały się święta, grudzień w tym roku był zimny i śnieżny, prawdziwa zima. Siedziałam owinięta w koc i oglądałam jakiś program w telewizji kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a po chwili głośne rozmowy w serbskim języku. No tak co ja się dziwię, w końcu Konstantin bywa u nas na obiadach średnio cztery razy w tygodniu.
-Cześć Wika. - przywitał mnie Cupković i jak to miał w zwyczaju poczochrał mnie po głowie.
-Konstantin! - warknęłam. -Obiecuje Ci, że nie dostaniesz obiadu!
-Nie denerwuj się kochanie, złość piękności szkodzi. - powiedział Aleks i cmoknął mnie w usta.
-Jej to już nic nie zaszkodzi. - zaśmiał się brunet siadając w fotelu.
-Cupković! - warknęłam ponownie i rzuciłam w Serba poduszką, która leżała obok mnie na kanapie, ten tylko zaczął się śmiać.
Zwykle właśnie tak wyglądały nasz dni. Ja ciągle przekomarzałam się z Konstantinem, a Alek cały czas miał z nas przysłowiową bekę.
Nie mam pojęcia jak wyglądałoby moje życie gdybym wtedy na tym meczu nie poznała mojego cherubinka, ale z ręką na sercu mogę powiedzieć, że wyglądałoby gorzej. Może na początku nie było zbyt kolorowo, moi rodzice nie akceptowali Serba na początku naszej znajomości, ale teraz z perspektywy czasu, nie dziwię im się. Połączenie Katowice – Łódź – Bełchatów naprawdę nie wyglądało dobrze jeśli można to tak nazwać. Miałam wtedy tylko 18 lat, miałam pisać maturę, a rodzice martwili się żebym tylko jej nie zawaliła, ale teraz moja mama już planuje nam ślub, a mój tata naprawdę go polubił.


I just want you for my own
More than you could ever know
Make my wish come true
All I want for Christmas is you


Aleksandar tydzień przed wigilią powiedział mi, że jego rodzice razem z jego młodszą siostrą przylecą do nas na święta. Nie byłam zła, czy zaskoczona tym, byłam po prostu przerażona, że będę musiała poznać rodziców Alka. Bałam się, że jego rodzice mnie nie zaakceptują albo co gorsza nasi rodzice nie znajdą wspólnego języka. A, nie wspominałam o moich rodzicach? Tak oni też będą u nas na wigilii. Dobrze, że Konstantin zgodził się przenocować rodziców Alka, bo nie wiem jak wtedy byśmy się pomieścili w naszym mieszkaniu.
Jest 23 grudnia, godzina 17.33. Alek pojechał na lotnisku po swoją rodzinę, godzina zero zbliża się wielkimi krokami. Jak wariatka chodziłam od okna do okna szukając wzrokiem samochodu mojego chłopaka. Gdy usłyszałam otwierające się drzwi byłam kompletnie spanikowana. Najpierw zobaczyłam Alka obładowanego torbami, potem wszedł jego tata i mama z siostrą. Byłam ze strachu chyba blada jak ściana, bo Atanasijević zapytał czy dobrze się czuję.
-Mamo, Tato, Milena to właśnie Wiktoria. - powiedział jeszcze bardziej uśmiechnięty niż zwykle Alek. Miałam szczerą nadzieję, że przygotował jakąś dłuższą mowę, ale niestety.
Na całe szczęście rodzice Alka okazali się naprawdę mili! Z Mileną szybko załapałam kontakt, była naprawdę strasznie podobna do brata.
Siedzieliśmy właśnie przy kolacji, którą przygotowałam już do południa, bo cały czas powtarzałam, że zabraknie mi czasu.
-Wiktoria, a Twoi rodzice kiedy przyjadą? - zapytała mama Alka.
-Przyjadą jutro do południa, nie było potrzeby żeby przyjeżdżali już dzisiaj, bo z Katowic do Bełchatowa nie jest aż tak strasznie daleko. - odpowiedziałam uśmiechając się do kobiety.
-Może opowiesz nam trochę o swojej rodzinie, o rodzicach, rodzeństwie. - zaproponował pan Atanasijević.
-Moja mama pracuje jako księgowa, a tata jest mechanikiem samochodowym. Ma dwóch młodszych braci, jeden ma 16 lat, a najmłodsze z naszej trójki ma 2 latka. - opowiadając o mojej rodzinie cały czas się uśmiechałam. Cieszyłam się, że znowu ich zobaczę, bo nie widzieliśmy się parę miesięcy. Może nie zawsze wspaniale układało nam się w domu, ale teraz naprawdę za nimi tęsknię.

Następnego dnia przyszedł czas na wigilię. Moi rodzie przyjechali koło południa. Na całe szczęście rodzice przypadli sobie do gustu. Mamy rozmawiały o kosmetykach, kulinarnych nowościach, ojcowie, jak to ojcowie tematami głównymi był sport i motoryzacja. O nasze rodzeństwo nie musiałam się martwić. Mama przywiozła masę pyszności, których ja niestety nie potrafiłam u gotować. Pomagałam właśnie mamie Alka przygotowywać jedno z ich narodowych dań, kiedy brunet wszedł do kuchni i objął mnie w talii, uśmiechnęłam się pod nosem.
-Kocham Ci wiesz? - zapytał, kładąc swoją brodę na moim ramieniu.
-Wiem. - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. -Też Cie kocham wiesz? - powiedziałam i cmoknęłam go w policzek.
Siedzieliśmy przy wigilijnej kolacji, wszystko było po prostu idealne. Cieszyłam się, że nasza wigilia jest taka rodzinna i przepełniona tradycjami obu rodzin. Miło było również posłuchać jakiś śmiesznych historyjek z dzieciństwa Aleksandara.
Po kolacji Alek pomógł mi poznosić wszystkie talerze i niedokończone potrawy do kuchni. W takich chwilach dziękuje Bogu, że ktoś wymyślił coś takiego jak zmywarkę! Teraz na stół zostały postawione wszystkie słodkości jakie przygotowały nasze mamy i ja też dołożyłam coś od siebie. Moje popisowe „danie” czyli czekoladowe muffinki z bakaliami. Rodzice rozmawiali sobie „jak to dobrze było jak byliśmy piękni i młodzi.”, więc postanowiłam im nie przeszkadzać i porozmawiać z naszą młodzieżą.
-Milena i jak Ci się podoba w Polsce? - zapytałam siadając na wolnym kawałku kanapy.
-Jest fajnie, ale na razie widziałam tylko Bełchatów i kiedyś troche Katowice, byłam na Lidze Światowej. - uśmiechnęła się do mnie brunetka.
-Katowice to można powiedzieć miasto mojej młodości. - zaśmiałam się.
-Tęsknisz czasami za młodością, kiedy byłaś sama i mogłaś robić wszystko? - zapytała i spojrzała na mnie takim przenikliwym wzrokiem, jakby za wszelką cenę chciała sprawdzić czy moje uczucia do jej brata są szczere i prawdziwe.
-Oczywiście, że tęsknie, chyba jak każdy. Jak się ma naście lat to inaczej patrzy się na to co nas otacza, ma się mniej problemów, ale gdybym miała wybierać lata młodości czy to co mam teraz, z zamkniętymi oczami wybrałabym teraźniejszość. - uśmiechnęłam się do niej i wstałam z kanapy. Całą trójką poszliśmy do jadalni, ponieważ wołał nas Alek.
-Chciałbym coś powiedzieć, więc prosiłbym o chwilę ciszy. - powiedział poważnym tonem Atanasijević. Spojrzałam na niego jakby urwał się z choinki, a on tylko uśmiechnął się do mnie i podszedł bliżej. Chwycił mnie za dłonie i powoli uklęknął na jedno kolano. Momentalnie pobladłam, moje kolana zrobiły się jak z waty, a oczy prawie wyszły mi z orbit.
-Alek nie wygłupiaj się. - szepnęłam, bo w tej chwili było mnie stać tylko na szept.
-Wiktorio znamy się już od ponad dwóch lat, zawładnęłaś moim światek już wtedy na meczu, gdy podeszłemu do Ciebie bliżej i zobaczyłem Twoje piękne zielone oczy, wiedziałem, że się w nich zakochałem. Jesteś najlepszą rzeczą jaka spotkała mnie w życiu, nie wyobrażam sobie go bez Ciebie, dlatego teraz to wszystko się dzieje. Wiktorio czy zechciałabyś zostać moją żoną? - jego głos był lekko zachrypnięty, gdy z kieszeni spodni wyjmował małe czerwone pudełeczko ręce mu drżały. Poczułam ciepło jego dłoni gdy zakładał mi piękny pierścionek na palec. Łzy szczęścia leciały po moich policzkach. Zdołałam wypowiedzieć ciche „tak” i wpaść w ramiona mojego przyszłego męża.
Przez najbliższe miesiące gratulacji na wieść naszych zaręczyn nie było końca. Każdy pytał nas kiedy ślub, czy planujemy dzieci. A my? My nie wiedzieliśmy nawet co będziemy robili następnego dnia, byliśmy zaręczeni, ale do ślubu nam się nie śpieszyło.


Settle down with me
Cover me up
Cuddle me in

Kiss me like you wanna be loved

Gdy teraz to wspominam łzy same cisną mi się do oczu, łzy szczęścia oczywiście. Minął rok i kilka miesięcy, mamy piękny sierpniowy dzień. Stoję teraz w pięknej białej sukni przed wielkim lustrem i dokonuje ostatnich szlifów. Są ze mną dwie moje najlepsze przyjaciółki. Można powiedzieć, że to właśnie dzięki nim poznałam mojego Alka. Mój przyszły mąż wrócił nie dawno z Igrzysk, jak poszło reprezentacji Serbii i Polski musicie dowiedzieć się sami, dzisiejszy dzień zdecydowanie odbywa się bez wspominania o siatkówce.
-Wyglądasz pięknie. - powiedziała Monika, która poprawiała jeszcze ozdoby wpięte w moją misternie ułożoną fryzurę.
-I pomyśleć, że nie chciałaś iść na ten mecz. - dodała Basia. Wszystkie trzy stałyśmy przed wielkim lustrem i uśmiechałyśmy się do siebie.
-Jak te dzieci szybko rosną Monia! - powiedziała Baśka i razem z Moniką otarły niewidzialne łzy. Po chwili wszystkie zaczęłyśmy się śmiać. Drzwi do pokoju w którym się znajdowałyśmy otworzyły się i wszedł mój tata.
-Dziewczyny już czas. - powiedział wchodząc do pokoju. Zostaliśmy sami. -Oj córcia, pamiętam jak dopiero uczyłem Cię pływać, a Ty tak bardzo bałaś się wody, a teraz jesteś piękną kobietą, która wychodzi dziś za mąż. - powiedział mój tata ze łzami w oczach.
-Świetne porównanie nie ma co tatuśku! - zaśmiałam się. -Nie ma co płakać, dalej będę przecież Twoją małą córeczką. - powiedziałam i uścisnęłam jego dłoń.
Tata poprowadził mnie do ołtarza, przez całą drogę powtarzałam sobie „Tylko się nie wywal Wika, tylko się nie wywal!”. Gdy zobaczyła Aleksandara stojącego przy ołtarzu nogi się pode mną ugięły. Alek pięknie prezentował się w czarnym fraku, był po prostu idealny. Tata podał mu moją dłoń i razem już stanęliśmy przed duszpasterzem.
-Zebraliśmy się dzisiaj tutaj aby połączyć tą oto młodą parę węzłem małżeńskim.. - ksiądz prowadził całą msze, a ja myślami byłam całkiem gdzie indziej. Cały czas w głowie miałam nasze pierwsze spotkanie, to jak zaproponował mi wspólne mieszkanie, świeta, zaręczyny, wszystko. Byłam taka szczęśliwa! Do rzeczywistości wróciłam gdy przyszedł czas na przysięgę małżeńską.

Ja Aleksandar biorę sobie Ciebie Wiktorio.. Ja Wiktoria biorę sobie Ciebie Aleksandarze.. za żonę.. za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.

Wiktorio przyjmij tę obrączkę.. Aleksandarze przyjmij tę obrączkę.. jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.

-Możesz pocałować pannę młodą. - powiedział ksiądz.
Spojrzałam na Alka, jego oczy świeciły się ze szczęście, pewnie podobnie jak moje. Poczułam jego ciepłe wargi na moich, nigdy wcześniej nie przeżyłam takiego pocałunku, był on nie do opisania. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie.
____________________________________________
tak świątecznie nam się już zrobiło, wiec przy okazji chciałabym Wam życzyć wszystkiego dobrego na te święta, abyście spędzili w miłej, rodzinnej atmosferze i żeby ten nowy nadchodzący rok był lepszy od tego starego. ;)

aa. jeśli chcecie być powiadamiani to piszcie pod tym rozdziałem. ;d
do następnego!

sobota, 15 grudnia 2012

Kubiak cz.II


I’ve been spending the last 8 months thinking all love ever does
Is break and burn and end.
But on a wednesday in a cafe I watched it begin again.


Mały stolik w rogu uroczej knajpki. Wieczny ruch był spowodowany ogromnymi ilościami studentów, którzy 
w wolnych od zajęć chwilach przesiadywała w tym miejscu. Właśnie przy tym małym stoliku siedzieliśmy. Michał zbierał się do powiedzenia tego co leżało mu na wątrobie i nie dawało spokoju, już dłuższą chwilę. Siedziałam cierpliwie, tak byłam cierpliwa, czasami mi się zdarza.
-Rozstałem się z dziewczyną, to znaczy ona ze mną zerwała. Zarzuciła mi, że przez siatkówkę nie mam dla niej czasu, że przestałem ją kochać rozumiesz? - spojrzał na mnie, wzrokiem przepełnionym bólem i złością. -Może faktycznie ostatnio nie miałem dla niej tyle czasu ile ona by oczekiwała. Fakt nasze uczucie trochę się wypaliło, co było spowodowane moim zdaniem wiecznymi kłótniami, które wszczynała Monika, potrafiliśmy się nawet kłócić całą noc o nie pozmywane naczynia, przecież to chore. Byliśmy ze sobą od czterech lat, często miałem chwile zwątpienia w to czy to ta jedyna, wiesz takie zastanawianie się czy przypadkiem to nie było już przyzwyczajenie się do tej osoby, ale teraz tak cholernie mi jej brakuje. Starałem się, robiłem wszystko żeby uratować ten związek, ale nie wyszło jak widać. - ostatnie zdanie Michał wypowiedział z lekką ironią. Westchnęłam tylko i spojrzałam na niego. Przecież nie powiem mu tej suchej gadki o związkach, której nauczyłam się na zajęciach, jemu należało się zdecydowanie coś więcej. Oho, świetna pani psycholog ze mnę będzie, nie potrafię pomóc nawet w takiej błahej sprawie.
-Skoro sam stwierdziłeś, że miałeś chwile zwątpienia to może ona też je miała? Nie chcę jej broń Boże usprawiedliwiać, tylko pokazać Ci jak to mogło wyglądać z jej story. Jeśli je miała, to pewnie doszła do wniosku, że lepiej zakończyć ten związek, zamiast unieszczęśliwiać siebie i zarazem tą drugą osobę. Wiesz lepiej jest pocierpieć dajmy na to parę miesięcy po rozstaniu niż tkwić w jakimś toksycznym związku. - wzięłam łyk zimnej już kawy. -Skoro nie chciała z Tobą rozmawiać o zreperowaniu waszych uczuć to znaczy, że ona naprawdę była pewna swojej decyzji. Wyobraź sobie taką sytuację, pociągnęlibyście to jeszcze kilka lat, może wzięlibyście ślub i dajmy na to, że mielibyście dziecko i co wtedy? Wiesz można robić coś na siłę, ale w pewnym momencie już się nie da. Zażądała by rozwodu, ciągacie się po sądach przez pół roku o ile nie dłużej, do tego ten dzieciak. Sąd przyznałby jej opiekę nad nim, widywałbyś go może raz, dwa razy w miesiącu. Dopiero wtedy byś cierpiał Michał. - zakończyłam mój wywód i spojrzałam na niego. Wyglądał jakby dokładnie analizował moje słowa. Miał taką minę, że przestraszyłam się, że powiedziałam coś nie tak. Nie wiem ile trwaliśmy w kompletnym milczeniu, moja kawa była już całkiem zimna, Michał cały czas patrzył w swoją filiżankę jakby miał w jej dnie znaleźć odpowiedzi na wszystkie nurtujące go pytania.
-Tak, chyba masz rację. Sądzę, że wtedy nie potrafiłbym się już w ogóle pozbierać, teraz już sobie jakoś radzę, powoli staję na nogach. Nie sądziłem nigdy, że zwykłe rozstanie może tak mną wstrząsnąć. - wydusił z siebie w końcu, nadal wbijając wzrok w dno szklanki.
-Czasami sytuacje, które są najbardziej oczywiste wstrząsają nami najbardziej. - mruknęłam.
-Nie dziwię się, że wybrałaś właśnie psychologię, świetnie się do tego nadajesz. - powiedział Kubiak i wreszcie na mnie spojrzał.

Zaspana wstałam z łóżka i podążyłam do kuchni, mimo wolnego dnia od zajęć, nie dane było mi się wyspać. Tata już dawno był w pracy, więc w kuchni zastałam tylko niedopitą kawę. Westchnęłam, załączyłam czajnik i poszłam do pokoju Alka żeby go obudzić.
-Nie ma spania młody kiedy ja nie śpię. - powiedziałam, odsuwając roletę. Duża dawka wiosennego słońca wpadła do pokoju czterolatka.
-Zuu, ja nie chce do pszeczkola. - zajęczał niewyspany maluch.
-Nie ma zmiłuj Alek, do łazienki raz! - powiedziałam i ściągnęłam kołdrę z szatyna. Mały marudził jaką to złą i okropną siostrą jestem przez całą drogę do łazienki.
Zrobiłam sobie mocną kawę, którą popijałam między pobytem w łazience, malowaniem się i ubieraniem młodego. Odprowadziłam wieczną marudę do przedszkola.
-Obiecuję, że odbiorę Cię jeszcze przed obiadem. - powiedziałam i cmoknęłam malca w policzek.
Szybkim krokiem przemierzałam park. Chciałam jak najszybciej zrobić zakupy, wrócić do domu ugotować jakiś obiad, odpocząć i odebrać Alka. Jak to miałam w zwyczaju wbiegłam do popularnej Biedronki i w biegu robiłam zakupy do momentu w którym spotkałam Bartmana.
-Zuu, gdzie Ci się tak śpieszy kwiatuszku? - zapytał z nonszalanckim uśmiechem na ustach.
-Tam gdzie Ciebie nie ma Zbigniewie. - pokazałam chłopakowi język i ruszyłam na dalsze zakupy. Tak właściwie to go nie rozumiem. Przecież z milion razy dałam mu do zrozumienia, że kompletnie mnie nie interesuje i choćby na rzęstach stawał to mnie nie zainteresuje swoją osobą. Możemy wyjść razem na piwo, ale żadnych bliższych spotkań. Psychiki facetów to ja nigdy nie rozkminię.
-No tak wolałabyś spotkać Miśka. - woła za mną brunet, ja odwracam się tylko i kolejny raz pokazuję mu język. No co? Wolałabym spotkać Michała nie będę tego ukrywać. Ostatniego czasu zdarza nam się wieczorem wychodzić pobiegać, nie wiem jak brunet znajduje na to siły, ale całkiem dobrze nam to bieganie wychodzi.
Wchodzę do mieszkania i wszystkie siatki z zakupami niosę od razu do kuchni. Załączam radio i podśpiewując sobie jakąś piosenkę rozpakowuje pakunki.
Kroję właśnie pieczarki, gdy rozdzwania się mój telefon. Odnajduje go w mojej torbie i z uśmiechem odbieram.
-Czego dusza pragnie? - zapytałam ze śmiechem.
-Zibiego gdzieś wywiało, siedzę sam w mieszkaniu i się nudzę. - powiedział z udawaną rezygnacją Michał, roześmiałam się serdecznie do telefonu.
-Wiesz gdzie mnie znaleźć. - powiedziałam i się rozłączyłam.
Wróciłam do krojenia grzybów. Nie wiem po ilu minutach od telefonu Kubiaka usłyszałam dzwonek do drzwi, krzyknęłam tylko, że otwarte i dalej robiłam obiad.
-Mistrz patelni znowu w akcji? - zapytał wchodzący do kuchni Michał.
-Nie śmiej się ze mnie! To nie moja wina, że Twoja kuchnia mnie nie lubi i na każdym kroku mnie atakowała. - broniłam się.

Took a deep breath in the mirror
He didn’t like it when I wore high heels, but I do .

Stałam w łazience i poprawiałam makijaż. Michał zaprosił mnie na randkę, o ile można tak nazwać wyjście do kina. Nie wiem chyba to wszystko za bardzo wyolbrzymiam, ale stresuję się jak przed pierwszą randką naprawdę. Wyszłam z łazienki i spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie, miałam jeszcze trochę czasu.
-Tato, tato popats jaka mam slićną siostle! - ciągnąc ojca za nogawkę powiedział Alek gdy weszła do salonu.
-To musi być ktoś wyjątkowy wiesz mały, bo Twoja siostra zakłada szpilki. - zaśmiał się mój tata.
-Wyjątkowy nie wyjątkowy, ale z odpowiednim wzrostem, więc mogę sobie szpilki założyć. - powiedziałam zakładając buty. Gdy w przedpokoju zakładałam kurtkę zadzwonił dzwonek. Poprawiłam szybko włosy i otworzyłam drzwi. Za nim zobaczyłam uśmiechniętego Kubiaka.
-Hej.. wow, trochę urosłaś. - zaśmiał się gdy spostrzegł, że jestem na wysokości jego oczu.
-E, tam troszeczkę. -uśmiechnęłam się. -Wychodzę, mam klucze, wrócę późno! - krzyknęłam.
-Mam nadzieję, że będziesz w dobrych rękach i zostaniesz bezpiecznie odstawiona do domu. - powiedział tata podchodząc do drzwi z małym na rękach. Misiek zaśmiał się tylko.
-Taaato! - jęknęłam.

Mogłam się spodziewać, że Misiek wybierze jakiś horror. Dla mnie horrorem było siedzenie w tej sali kinowej. Co kilka chwil podskakiwałam na krzesełku. Nie jestem pewna czy czasami przez przypadek nie powbijałam Kubiakowi paznokci w rękę, której kurczowo się trzymałam. Brunet przez cały film śmiał się ze mnie, że jestem strasznym straszkiem. No, ale co ja poradzę, że naprawdę panicznie boję się horrorów. Z kina wyszłam przytulona do miśkowego ramienia, zrobiłam to naprawdę nieświadomie. Gdy tylko to spostrzegłam odlepiłam się od jego ramienia.
-Może spacer? - zaproponował ciągle uśmiechający się brunet.
-Po ciemnym parku? Nie dziękuję. - powiedziałam poważnie.
-Przecież ze mną nic Ci nie grozi. - powiedział wypinając dumnie pierś. Zaśmiałam się lekko i ruszyliśmy na spacer. Wszystko byłoby pięknie gdybym na każdy szelest nie reagowała prawie krzykiem. Michał nieśmiało złapał mnie za rękę, wtedy poczułam przyjemne ciepło przeszywające moje ciało. Uśmiechnęłam się lekko do niego. Po spacerze po parku przyszedł czas aby brunet odwiózł mnie do domu. Staliśmy pod moją klatką i zachowywaliśmy się jak nastolatkowie. Co chwilę się z czegoś śmialiśmy, a potem nawzajem się uciszaliśmy.
-Dziękuję za naprawdę świetnie spędzony wieczór. - powiedziałam do Michała i promiennie się uśmiechnęłam.
-To ja dziękuję, za ten wieczór i za wszystko inne. - brunet odwzajemnił uśmiech.
-To na razie. - powiedziałam i otworzyłam drzwi klatki, wtedy Michał chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Wylądowałam w jego ramionach, nasze twarze zbliżały się do siebie z każdy, naszym oddechem. W końcu nasze usta się zetknęły w gorącym pocałunku. Zachowywaliśmy się dosłownie jakbyśmy mieli naście lat.

Ten sam pub w którym się poznali, stała właśnie oparta o bar z wielkim uśmiechem na ustach. Nie zwracała uwagi co mówi do niej jej przyjaciel, dopiero gdy ten uszczypnął ją w rękę wróciła do rzeczywistości.
-Ocknij się księżniczko, Twój książę właśnie nadszedł. - zaśmiał się Filip widząc wchodzącego do lokalu chłopaka.
-Cześć Misiek. - powiedziała podchodząc do bruneta.
-Cześć Zuu. - powiedział i przyciągnął ją do siebie skradając przy tym całusa.
______________________________
druga część Kubiaka za nami, mam nadzieję, że się Wam spodobało.  
dziękuje za te miłe komentarze, są na prawdę motywujące. ;)
trzymajcie się ciepło i widzimy się za tydzień!

czwartek, 13 grudnia 2012

Kubiak cz.I



Mały pub, mieszczący się gdzieś na obrzeżach miasta. W środku panował specyficzny klimat, który skłaniał bardziej do spokojnego posiedzenia, wypicia kilku piw i małej refleksji nad życiem, niż do urżnięcia się w trzy dupy i wszczynaniu burd. Z tyłu dużej sali stała mała, okrągła scena, na której był postawiony statyw z mikrofonem i wysokie krzesło.
Ta scena czekała właśnie na mnie. Jak co wieczór usiadłam na wysokim krześle, w rękach trzymałam gitarę, moją ukochaną gitarę. Usadowiłam się wygodnie i zaczęłam grać. Po chwili doszły do tego również słowa płynące z moich ust.
You only ever touch me in the dark
Only if we're drinking
Can you see my spark?


Lubię tu pracować, robię to co lubię, dobra większości czasu stoję za barem, ale pośpiewać też mogę i jeszcze dostaję za to pieniądze, o. Gdyby nie ta praca nie było by mnie stać na studia, więc nie ma co narzekać. Dzisiaj jest wyjątkowy ruch, Czarny Kot nie jest miejscem dla wszystkich, większość ludzi to stali bywalcy, ale ostatniego czasu przybyło nam dużo klientów powyżej lub w okolicy dwóch metrów. Dziwne nie? No właśnie nie dziwne, jeśli się ma halę sportową dwie ulicę dalej. Kończę śpiewać i staję za barem. Kolejny napływ nowo przybyłych gości, w tym też ci dwumetrowcy o których wspominałam wcześniej. Jak zawsze, część zajmuje jeden ze stolików, a druga część gramoli się na krzesłach przy barze.
-Popatrz Misiek jakie my mamy szczęście, znowu nasza ulubiona barmanka. - mówi szczerzący się prawie non stop brunet.
-Nie panie Bartman, nie dam panu mojego numeru przykro mi. - mówię wycierając szklankę. Po chwili nalewam piwa do dwóch kufli i stawiam przed mężczyznami, dopiero wtedy zauważyłam, że drugi z nich siedzi jakiś przygnębiony, nawet nie zaśmiał się z tego, że znowu spławiam jego przyjaciela.
-A może ja już nie chcę Twojego numeru co?! - pyta oburzony Bartman i upija duży łyk piwa.
-Bo od miesiąca próbujesz mnie do tego przekonać panie Bartman. - uśmiecham się do niego figlarnie i obsługuję kolejnego klienta. Zastanawiam się gdzie podział się Filip, przecież był jeszcze chwilę temu stał koło mnie a teraz wyparował. Rozglądam się po sali i widzę blondyna flirtującego z jakimś przystojnym chłopakiem. No ja mu dam flirtować jak ja tu się urabiam po łokcie! Patrzę na chłopaka tak intensywnie, że pod wpływem tego spojrzenia blondyn odwraca się, uśmiecha się do mnie głupkowato i wraca powolnym krokiem za bar.
-Flirtuj sobie dalej, wcale nie potrzebuję pomocy. - mówię z ironią, kiedy Fifi staje obok mnie.
-Znajdź Ty sobie faceta, bo jesteś strasznie zrzędliwa. - blondyn pokazuje mi język. Prycham tylko i zaczynam myć brudne kufle.
Jest już późno, lokal pustoszeje i zostają już najbardziej wytrwali klienci. Filip sprząta puste już stoliki, a ja wydaję ostatnie trunki.
-No, ale dlaczego nie chce dać mi tego numeru? - pyta po raz milionowy już tego dnia Bartman.
-Bo wystarczy mi, że nachodzisz i męczysz mnie w pracy. - odpowiadam sprawdzając czy zgadzają mi się pieniądze w kasie. Brunet jeszcze długo marudzi i stwierdza, że jeśli nie dam mu swojego numeru to nie ruszy się z baru, prycham tylko.
Ku mojemu nieszczęściu dwójka siatkarzy została do zamknięcia pubu. Prośby, a nawet błagania nic nie dały. Nawet Filip, moja oaza spokoju nie wytrzymała i ryknęła na mnie, że mam w końcu dać Bartmanowi ten pieprzony numer, bo jeszcze dwie sekundy, a pozabija nas wszystkich, bo jest strasznie zmęczony. Ze zbolałą miną podyktowałam brunetowi te dziewięć cyfr.

Do mieszkania weszłam najciszej jak tylko mogłam, nie miałam siły na prysznic. Przebrana w wielką koszulkę i krótkie spodenki rzuciłam się na łóżko i momentalnie odpłynęłam w ramiona Morfeusza.
Nie, mój telefon wcale nie dzwoni, cała moja poduszka nie wibruje, nie to tylko sen, to musi być sen. No, bo kto normalny dzwoni do mnie w niedzielę rano?! No chyba samobójca tylko. Próbowałam to zignorować, ale ten ktoś jest uparty i nie daję za wygraną. Wygrzebuję w końcu telefon spod mojej wielkiej poduszki.
-Czego kurna?! - warczę do słuchawki, nie patrząc uprzednio kto się do mnie dobija.
-Dzieńdoberek! Jak się miewa moja ulubiona pani barman? - gdy usłyszałam w słuchawce radosny głos Bartmana ogarnęła mnie jeszcze większa złość.
-Bartman wczorajszy mecz był Twoim ostatnim. - warczę cicho. -Mam nadzieję, że znasz dobrych specjalistów od złamań, bo jak dostanę Cię w moje ręce to Ci się przydadzą. - ryczę do słuchawki i się rozłączam. Rzucam telefon gdzieś w pościel i gramolę się z łóżka. Klnąc pod nosem zmierzam w stronę kuchni, skąd dochodzi zapach świeżo parzonej kawy.
-Cześć tato. - mówię widząc siedzącego z gazetą przed twarzą ojca.
-Jest dopiero 12 a Ty już nie śpisz? - mówi zdziwiony tata.
-No jak widać. - mruczę i zanurzam usta w kubku ciepłej kawy.
-Wyczuwam wisielczy humor. - śmieje się tata, odkładając gazetę.
-Nie skądże, jestem radosna jak skowronek. - mówię z ironią i czuję jak coś uczepiło się moich kolan. Spoglądam w dół i widzę brązową czuprynę mojego brata.
-Zuuuu! Chodź ze mną na spacel. - mówi nadal przytulony do moich kolan Alek.
-A dasz mi się ogarnąć? - pytam biorąc młodego na ręce, ten tylko szczerzy do mnie swoje mleczaki.
Tata zapowiedział, że ugotuje obiad, więc z młodym mamy czas na długi spacer. Na dworze panuje przepiękna pogoda, jest ciepło, świeci dużo słońca, no jest pięknie.
Wstępujemy z Alkiem jeszcze do sklepu żeby kupić coś do picia. Małego oczywiście wszędzie jest pełno.
-Alek nie biegaj. - mówię po raz kolejny, ale szatynek mnie nie słucha. Odrywam wzrok od malca zaledwie na kilka sekund i już słyszę głośny huk.
-Alek! - krzyczę i podbiegam do leżącego na ziemi malucha. Nawet nie zwracam uwagę na kogo wpadł młody, liczy się tylko żeby nic mu się nie stało. Zbieram go szybko z podłogi.
-Nic Ci się nie stało? - pytam i oglądam go z każdej strony.
-Njee, ale Zuu pacz jaki ten pan jest wieeeelki. - mówi Alek, robiąc przy tym wielkie oczy. Podnoszę wzrok na owego pana i kogo widzę? No kogo?! BARTMANA.
-Znowu Ty?! - mówię z rezygnacją w głowie.
-To przeznaczenie. - mówi Zbigniew B. i uśmiecha się do mnie nonszalancko.
-Chyba fatum wiszące nade mną. - mruczę i nie zważając, że Bartman jeszcze coś do mnie mówi zaczęłam iść przed siebie. Brunet oczywiście szedł za nami i cały czas coś nawijał. Przy kasie dołączył do niego oczywiście nieodłączny Kubiak, wyglądał dziś gorzej niż wczoraj. Miał takie strasznie smutne oczy. Naprawdę miało się ochotę go przytulić i powiedzieć, że wszystko było okej.
-Misiek może przejdziemy się z Zuu i jej synkiem na spacer? - powiedział Bartman i w tym momencie miałam ochotę go zamordować.
-Po pierwsze to nie jest mój syn, tylko brat, a po dwa jeszcze raz nazwij mnie Zuu to już więcej nie zagrasz. - warknęłam na niego. Kubiak w tym momencie powinien się zaśmiać, tak jak robił za każdym razem gdy przegadywałam się z jego przyjacielem.
-Auć nie gryź maleńka. - zaśmiał się brunet. -Lubie ostre laski. - prychnęłam tylko i wyszłam z małym ze sklepu.

Na plac zabaw dotarliśmy oczywiście we czwórkę, nie wiem dlaczego Aleksander uczepił się tak Zbigniewa, ale właśnie razem lepili babki z piasku. Siedziałam na ławce razem z Kubiakiem. W zupełnej ciszy o dziwo. Zaczęłam grzebać w mojej wielkiej torbie, po chwili wygrzebałam z niej paczkę karmelków.
-Karmelka? - zapytałam i wyciągnęłam paczkę w stronę Kubiaka.
-Dzięki. - brunet odpakował karmelowy smakołyk i włożył do ust.
-Może nie powinnam pytać, ale czy coś się stało? - zapytałam w końcu, patrząc na Michała.
-Tak, to znaczy nie. Tak, ale nie chcę o tym rozmawiać. - powiedział plątając się w swoich słowach.
-Pamiętaj nie ma sytuacji bez wyjścia, wszystko się w końcu ułoży. - powiedziałam patrząc na niego uważnie. Widziałam jak patrzy na mnie z miną „przestań pieprzyć, nic się nie ułoży.”. - Gdybyś chciał kiedyś pogadać, to wiesz gdzie mnie szukać albo Twój skretyniały przyjaciel ma mój numer wystarczy zadzwonić. - powiedziałam cicho i uśmiechnęłam się do niego. Wstałam z ławki i poszłam do Alka i Bartmana.

Świetnie, po prostu świetnie. Jeśli ten autobus zaraz nie przyjedzie to spóźnię się z uczelnie,co tam zajęcia, ja się spóźnię zaraz na sesję! Jak ja nienawidzę komunikacji miejskiej. Chodziłam po przystanku klnąc pod nosem. Usiadłam zrezygnowana na ławce.
Na przystanek podjechało czarne BMW, nawet nie zwróciłam na nie większej uwagi, dopiero jak drzwi od strony pasażera się otworzyły zobaczyłam Kubiaka za kierownicą.
-Zuza wsiadaj. - powiedział chłopak i bardziej otworzył drzwi. Nie zastanawiając się dłużej zabrałam wszystkie swoje manatki i wpakowałam się do samochodu Kubiaka. Dopiero jak samochód ruszył a ja zapięłam pasy to zorientowałam się, że nie wiem gdzie brunet jedzie.
-Michał właściwie gdzie Ty jedziesz? - zapytałam zdezorientowana.
-Tam gdzie Ty. Zgaduję, że na uczelnię gdzieś w.. - urwał.
-W Katowicach. - dopowiedziałam za niego.
-No właśnie, w Katowicach powiesz mi tylko jak dojechać i jesteśmy. - powiedział i uśmiechnął się lekko. Spojrzałam na zegarek i westchnęłam zrezygnowana.
-I tak już nie zdążę na na sesję. - mruknęłam i oparłam głowę o fotel samochodu.
-Nie ma rzeczy niemożliwych. - powiedział Kubiak z zawadiackim uśmiechem. Poczułam tylko jak wgniata mnie w fotel. Przerażona chwyciłam się tylko rękami fotela.
-Kubiak czy Ty chcesz mnie zabić?! - krzyczę.
-Chcesz zdążyć na uczelnię? - zapytał uśmiechnięty. Nic już nie odpowiedziałam. Z zamkniętymi oczami jechałam do samych Katowic, ale dzięki tej jeździe zdążyłam na sesję!
-Dzięki Ci Misiek! - powiedziałam wychodząc z samochodu, nie wiem co mnie podkusiło, ale pocałowałam chłopaka w policzek.

Z uczelni wyszłam wykończona, stres mnie wykończył dosłownie. Usiadłam na ławce tuż obok budynku uczelni, miałam jeszcze dużo czasu do autobusu. Założyłam na nos okulary i wyciągnęłam się na ławce.
-To co wracamy do domu? - usłyszałam nad sobą. Powoli ściągnęłam okulary i zobaczyłam Michała stojącego nade mną.
-Czekałeś na mnie? - zapytałam zdziwiona.
-No tak jakby.. chciałem porozmawiać. - powiedział drapiąc się po głowie.
-Tutaj niedaleko jest fajna kawiarnia, może do tej rozmowy jakaś kawa i ciacho? - zapytałam wstając. Michał tylko pokiwał głową, że się zgadza.

________________
cześć wszystkim, kiedyś już było to opublikowane, ale teraz zaczynam od nowa.
Kubiak będzie częstym gościem w różnych odsłonach, ale o tym przekonacie się w swoim czasie. ;)
nie wiem co tu będę pisać, ale będzie pomieszanie z poplątaniem, czyli jak lubię najbardziej. myślę, że głównie będą jedno odcinkowe, ewentualnie w kilku częściach, nic długiego żeby nie zanudzać.
mam nadzieję, że się Wam spodoba. ;)