To naprawdę była wielka miłość,
taka najbardziej wyśniona i wymarzona. Wiem, że brzmi to strasznie
tandetnie, ale taka była prawda. Jak przypomnę sobie te wszystkie
lata wstecz to byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, ale
może zacznijmy od początku.
Poznaliśmy się w 2004 roku i nie, nie
była to miłość od pierwszego wejrzenia. Śmiało mogę
powiedzieć, że była to raczej ogromna niechęć do siebie, oboje
byliśmy wtedy strasznymi gówniarzami.
Wprowadził się do klatki obok, wtedy
jeszcze nie wiedziałam, że gra w Płomieniu. Widywałam go tylko
czasami gdy mijaliśmy się na chodniku, zawsze był sam, a nie był
wiele starszy ode mnie strasznie mnie to wtedy dziwiło. Już wtedy
był cholernie przystojny, o ile o szesnastoletnim, chudzielcu można
powiedzieć, że jest przystojny.
Początkowo w ogólnie nie zwracaliśmy
na siebie uwagi, był po prostu chłopakiem z klatki obok.
Nie pamiętam dokładnie jaki był to
miesiąc, ale na dworze było już dość ciepło. Wiem, że jak co
rano wybrałam się z Saszą na spacer. Kochałam tego psa.
Jak codziennie pobudka o piątej
rano, spakowanie się do szkoły, ubranie w dres, założenie
biegówek i poranny trening, powrót, szybko prysznic, śniadanie,
szkoła, trening, prysznic, obiad, lekcje, chwila czasu wolnego i
znowu trzeba iść spać. Tyle mam z mojego dzieciństwa. Co coraz
bardziej zaczyna mnie wkurzać, bo moje koleżanki mają mnóstwo
wolnego czasu, mogą spędzać ze sobą czas, chodzić na mecze
Płomienia, odpocząć, ale z drugiej strony bieganie to jedyne co
zostało mi po mamie.
-Tak i ty też Sasza, ty też. -
mówię do białego samojeda,który ociera się o moje nogi.
Razem z psem zbiegam po schodach, na
dole puszczam Sasze ze smyczy, bo nikt normalny nie chodzi po naszym
osiedlu o takiej godzinie. Zaczęłam się powoli rozciągać, gdy
usłyszałam szczekanie psa.
-Sasza do nogi! - krzyczę na
samojeda, który podbiegł do jakiegoś chłopaka i zaczął
szczekać. Gdy pies nie reaguje na moje wołanie podchodzę do niego
i chwytam za obroże.
-Przepraszam nie wiem co w niego
dzisiaj wstąpiło. - mówię zapinając go na smycz. Dopiero wtedy
spostrzegam, że ów chłopak to ten nowy z klatki obok. Brunet
spojrzał na mnie srogo.
-Nie wiesz smarkulo, że takie bydle
trzeba trzymać na smyczy? Co gdyby mnie ugryzł? - burknął na mnie
złowrogo.
-Oho, pan dorosły się odezwał.
Gdybyś nie był takim ignorantem wiedziałbyś, że to łagodny
pies. A gdyby cię ugryzł to może przestałbyś być takim bucem. -
mruknęłam również nie miło. Brunet nie wiedział co powiedzieć.
Co on myślał, że tylko on jest wyszczekany? Akurat w pyskowaniu to
ja jestem mistrzynią.
-Chodź Sasza, bo jeszcze zarazimy
się głupotą. - pociągnęłam psa za smycz i ostentacyjnie
odeszłam.
-Gówniara! - usłyszałam za sobą
jego krzyk. Aż się we mnie zagotowało.
-Buc! - odkrzyknęłam chłopakowi i
zła rozpoczęłam mój poranny trening.
Na prawdę tak
wtedy o nim myślałam! Zresztą sam się na takiego kreował, teraz
już wiem, że to była tylko maska, ale wtedy nieźle darliśmy
koty. Nasza niechęć do siebie była na początku tak ogromna, że
nawet widok Zbyszka na chodniku wywoływał we mnie złość. Nie
wiem ile to trwało, tak z dobre kilka miesięcy. Robiliśmy sobie na
złość. Wiedziałam, że podobam się Bartmanowi, więc specjalnie
zadawałam się z chłopakami których brunet nie lubił,zresztą on
nie był lepszy, bo spotykał się z moją największą rywalką na
bieżni. Z czasem nasze relacje się poprawiły do tolerowania
siebie, ale to również się zmieniło.
Ktoś jest chyba nie poważny. Jest
grubo po dwudziestej trzeciej a ktoś dobija się do mieszkania, a
może to sen? Tak to na pewno sen, tylko mi się to śni. Chyba
jednak nie, bo pukanie nie chcę ustać.
Zaspana w za dużej piżamie
podchodzę do drzwi i bez zastanowienia je otwieram. Doznaje szoku
widząc w moich drzwiach Bartmana z nietęgą miną. Widząc mnie
brunet się odzywa.
-Obudziłem cie? Przepraszam nie
chciałem, po prostu wróciłem od rodziców z Warszawy i zapomniałem
kluczy do swojego mieszkania. Tak jakby nie mam gdzie się podziać
na noc. - powiedział to tak szybko, że nie wszystko zrozumiałam.
We znaki dawało mi się również moje zaspanie.
-Nie lubię cie, ale nie pozwolę
nikomu spać na mrozie. - mówię wpuszczając bruneta do mieszkania.
Zbyszek gramoli się do przedpokoju ze swoimi walizkami.
-Może powinienem zapytać twojego
ojca czy mogę zostać?
-Tata jest w delegacji, wróci
dopiero w sylwestra. - mówię prowadząc chłopaka do salonu.
-Rozłóż sobie kanapę a ja idę poszukać poduszki i jakiejś
czystej pościeli.
-Wystarczy jakiś koc, nie chciałbym
ci robić problemu. - mówi i z zakłopotaniem drapie się po głowie.
-Oh, zamknij się Bartman.
W sypialni taty znalazłam nowy
komplet pościeli. Gdy wróciłam do salonu brunet przyglądał się
zdjęciom ustawionym na komodzie.
-Proszę tutaj masz czystą poście.
- mówię kładąc ją na kanapie.
-Twoja mama jest piękną kobietą.
Mieszka w innym mieście? - pyta.
-Nie, moja mama nie żyje od pięciu
lat. - mówię cicho, spoglądając na zdjęcie z naszych ostatnich
wspólnych wakacji.
-Przepraszam ja.. ja nie wiedziałem.
- mówi zmieszany.
-Nic się nie stało, nie miałeś
skąd wiedzieć. - uśmiecham się nikle w jego stronę. -Ale to fakt
była piękna, żałuje, że nie miałam okazji tak do końca jej
poznać, z opowieści taty była po prostu aniołem.
-Jeśli mogę zapytać, była chora?
- brunet usiadł obok mnie na kanapie. Nawet nie wiem kiedy zaczynam
opowiadać Bartmanowi historię mojego życia.
-Miała białaczkę, jedynym
ratunkiem był przeszczep szpiku, ale nie znaleziono dawcy a mama nie
miała siły już walczyć. Nie pamiętam tego tak dokładnie, miałam
wtedy tylko dziewięć lat. To..to było coś po czym człowiekowi
nie chcę się żyć, nie ma na to siły, chęci. Do dzisiaj z tym
walczę, jestem tylko dzieckiem, które za wcześnie straciło
ukochaną mamę, bo nie mogłam sobie wymarzyć lepszej mamy. Wiem,
że gdyby żyła byłaby moją najlepszą przyjaciółką, że
rozumiałaby mnie jak nikt. Najgorsze jest to, że zaczynam zapominać
jaka była, jak wyglądała, gdyby nie te wszystkie zdjęcia to
zapomniałabym jej twarzy. - mówiąc to po moim policzku mimowolnie
spłynęła łza, którą szybko otarłam wierzchnią stroną dłoni.
-Spokojnie, łzy to nic złego. -
brunet mówiąc to chwyta moją dłoń a przez całe moje ciało
przechodzi przyjemne ciepło. -To dzięki mamie biegasz?
-Tak, zdecydowanie dzięki niej. W
Rosji mama była dwukrotną mistrzynią juniorów, seniorską karierę
miała zacząć tutaj w Polsce, przyjechała tutaj na studia, gdzie
poznała mojego ojca, zaczęła tutaj biegać, zdobywała jakieś
osiągnięcia a potem pojawiłam się ja i mama już nigdy nie
wróciła do biegania mimo tego zawsze mówiła, że jej największym
sukcesem byłam ja. - mówiąc to już nie powstrzymywałam łez,
cokolwiek mówiłam o mojej mamie wywoływało u mnie łzy.
Nie wiem jak to się stało, ale gdy
skończyłam mówić tonęłam w ciepłym uścisku Bartmana. Pierwszy
raz nie opierałam się przed bliższym kontaktem z nim, pierwszy raz
nie był bucem, był po prostu Zbyszkiem. A ja potrzebowałam teraz
poczuć, że ktoś przy mnie jest.
-Nie płacz, twoja mama byłaby z
ciebie bardzo dumna wiesz? -mówiąc to głaskał mnie po plecach, a
ja płakałam w jego koszulkę.
Wtedy tak naprawdę
zdałam sobie sprawę, że tak zachowanie Zbyszka to tak tylko
powłoka ochronna, która chroni go przed jego własnymi uczuciami.
Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że będzie miłością mojego życia.
Od tamtego wieczora nasze relacje bardzo się zmieniły. Każdą
wolną chwilę spędzaliśmy razem, chodziłam na jego treningi gdy
tylko mogłam, kibicowałam mu na meczach, a on wspierał mnie w
mojej rozwijającej się karierze biegaczki. Byliśmy parą
najlepszych przyjaciół, byliśmy jeszcze za młodzi żeby
zrozumieć, że to wtedy tak właściwie zaczynała się nasza
miłość.
-Zibi powiedz mi co się dzieje?
Cały dzień jesteś jakiś nie obecny. - nie wytrzymuje i pytam
bruneta. Odkąd do niego przyszłam, odzywa się półsłówkami albo
kiwa tylko głową. Jest wyraźnie czymś zmartwiony.
-Musze ci coś powiedzieć Mania,
ale nie mam pojęcia jak. - mówi w końcu drapiąc się po głowie.
-Najlepiej prosto z mostu. No mów,
będzie Ci lepiej. - zachęcam go i żeby dodać mu otuchy chwytam za
jego dłoń.
-Bo ja..ja przenoszę się do Włoch.
Dostałem ofertę z Werony, głupotą byłoby odrzucenie takiej
oferty. Wiesz ile mogę się tam nauczyć? To może otworzyć mi
drzwi do kariery na najwyższym szczeblu. - gdy to mówił w jego
oczach szalało milion iskierek radości.
-O Boże, gratuluje Zbyszek!
Zasłużyłeś na to, ciężko pracowałeś żeby dostać takie
oferty. - rzuciłam się brunetowi na szyję i mocno przytuliłam.
Nie chciałam żeby widział mój smutek. Przecież nie mogę mu
powiedzieć żeby został, bo sobie bez niego nie poradzę.
-Mania ja nie chcę żebyśmy
stracili kontakt rozumiesz? Będę pisał, dzwonił, obiecuje tylko
powiedz, że też tego nie chcesz. Potrzebuje mieć poczucie, że
chociaż w listach mam kawałek ciebie przy sobie. - mówił patrząc
mi prosto w oczy, a ja po raz pierwszy widziałam go tak poważnego.
-Nie chcę o tobie zapomnieć
Zbyszek, bo jesteś ważny w moim życiu. Damy radę zobaczysz,
Werona to nie koniec świata. - uśmiechnęłam się w kierunku
bruneta a on kolejny raz dzisiejszego dnia przytula mnie do siebie.
Najciężej było chyba na lotnisku. Zbyszek uparł się żeby
wylatywał z Katowic, po wielu telefonicznych kłótniach z ojcem,
państwo Bartman w końcu ulegli. Pamiętam, że tamtego dnia
płakałam od samego rana, czułam straszną tęsknotę za czasem
spędzonym z brunetem nawet gdy ten siedział obok mnie.
Katowickie
lotnisko stało się właśnie najbardziej nielubianym przeze mnie
miejscem na ziemi. Zbyszek zaraz wsiądzie do samolotu i nie wiem
kiedy znowu zobaczę jego twarz, poczuje jego dotyk i zapach jego
ulubionych perfum. A co będzie jeśli już nigdy go nie zobaczę? Co
będzie jeśli o mnie zapomni?
-Będę
strasznie za tobą tęsknił Mańka. - mówi wtulony w moje włosy,
czuje jego ciepły oddech gdzieś w okolicy mojego ucha i kolana
uginają mi się na samą myśl, że za chwilę będę musiała
wypuścić go z uścisku.
-Ja za tobą
też Zibi, ale damy radę. Zobaczymy się wcześniej niż nam się
wydaje prawda? - pytam z nadzieją w głosie, bo bardzo chcę
uwierzyć, że wszystko będzie dobrze. Patrząc w czekoladowe oczy
Bartmana nie mogę powstrzymać łez.
-Nie płacz
błagam Cię, bo zraz sam się rozkleję.- uśmiecha się lekko i
ociera kciukiem łzy z moich policzków. -Może to nie jest
najodpowiedniejszy moment, ale.. wiem, że byłabyś dla mnie idealną
dziewczyną, wiem jesteśmy gówniarzami i to się wszystko może
zmienić, ale będziesz na mnie czekać Mania? - powiedział patrząc
mi prosto w oczy. Nie byłam zdziwiona, bo czułam dokładnie to
samo, na razie jesteśmy jeszcze jak dzieci, ale może po jego
powrocie...
-Będę czekać,
obiecuje. Cokolwiek będzie się działo będę czekać na ciebie. -
powiedziałam na jednym tchu. Widząc jego uśmiech poczułam się
spokojniejsza, czuję, że wszystko będzie dobrze.
-Muszę już
iść. - mówi szeptem i opiera swoje czoło o moje. Kiwam tylko
głową, nie mogę wykrztusić żadnego słowa. Zbyszek mocno mnie
przytula, a po chwili czuję jego ciepły oddech na policzku aż w
końcu jego ciepłe usta wpijają się w moje wargi.
-Idź już. -
mówię cicho gdy się od siebie odrywamy. -No idź, tak będzie
lepiej.
Brunet tylko
wzdycha i powoli odchodzi, a ja muszę się powstrzymać, żeby nie
pobiec za nim i go nie zatrzymać.
Byliśmy jeszcze dziećmi a mimo naszego młodego wieku byliśmy o
wiele bardziej dojrzalsi niż nasi rówieśnicy. Pamiętam, że dużo
wtedy płakałam, czasami nawet żałowałam tej obietnicy.
Szczególnie wtedy gdy minął rok, a Zbyszek postanowił zostać
jeszcze rok w Weronie.
Nie wiem ile listów wymieniliśmy w tamtym czasie, ile pieniędzy
wydaliśmy na połączenia telefoniczne, ale było warto, bo to co
mieliśmy wtedy dwa razy się nie zdarza.
Zatraciłam się wtedy całkowicie w bieganiu, każdą wolną chwilę
wykorzystywałam na treningi, doskonalenie siebie i swoich
umiejętności. Były tego wyniki, dostałam się do reprezentacji
juniorek, zdobyłam medal Mistrzostw Polski do lat osiemnastu,
dostałam powołanie na Mistrzostwa Europy do lat osiemnastu. Boże
jaka byłam wtedy z siebie dumna, w końcu tyle na to pracowałam.
Myślę, że mama wtedy też nade mną czuwała i trochę mi pomogła.
Wiedziałam, że mam też wsparcie Zbyszka co bardzo mi pomagało.
Tata jaki był ze mnie dumny, chyba nigdy nie widziałam go takiego
szczęśliwego. Oh, co to były za czasy!
Tak minął drugi rok pobytu Bartmana we Włoszech, w ciągu tego
roku widzieliśmy się raz. Były święta, byłam strasznie
przybita, bo Zbyszek miał wtedy nie przyjechać, ale zrobił mi
najlepszy prezent świąteczny jaki kiedykolwiek dostałam.
Tata znowu
zapomniał kluczy do mieszkania a teraz dobija się do drzwi, chyba
będę musiała kupić mu coś na pamięć.
-No idę, idę
przecież się nie pali. - mówię przekręcając kluczy w drzwiach.
Jakie było moje zdziwienie gdy zamiast taty za drzwiami zobaczyłam
Zbyszka. Mojego Zbyszka.
-O mój Boże.
- tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusisz. Momentalnie tonęłam
w objęciach Bartmana. Po chwili siedzieliśmy już w salonie,
śmiejąc się i opowiadając co się u nas działo w ostatnich
dniach.
-Jesteś
jeszcze piękniejsza niż cie zapamiętałem , te wszystkie zdjęcia
nie oddają twojej urody. - powiedział głaszcząc kciukiem mój
policzek.
-Ty też już
nie jesteś tym chuderlawym chłopcem z klatki obok. - uśmiechnęłam
się do niego figlarnie i oparłam głowę na jego ramieniu.
-Cholernie za
Tobą tęskniłem wiesz? Czasami miałem wrażenie, że zaraz
oszaleje z tej tęsknoty.
-Doskonale znam
to uczucie. - mruczę kreśląc palcem nieznane znaki na ręce
Zbyszka.
-Dlatego mam
dla ciebie coś, co będzie przypominało, że zawsze będę cię
kochał, tylko ciebie. - powiedział wyciągając średniej wielkości
pudełeczko zielonego koloru. Byłam w szoku słysząc jego słowa.
-No otwórz. -
zachęcił mnie wkładając pudełeczko w moje dłonie. Trzęsącymi
rękoma otworzyłam zawiniątko a moim oczom ukazał się łańcuszek
z okrągłą zawieszką na której małymi literami było
wygrawerowane 'Zbyszek +Marianna na zawsze razem'.
-Też cie
kocham Zbyszek, zawszę będę kochać. - powiedziałam i zachłannie
wpiłam się w jego usta.
Teraz już wiem, że nie ma nic na zawsze, świat pożycza nie daje.
Czekał na kolejny rok rozłąki, Zbyszek dostał propozycję z
Turcji, którą oczywiście przyjął. Tą roczną rozłąkę
wspominam najgorzej. To był zły rok w mojej karierze. Na treningu
paskudnie upadłam i naderwałam sobie wiązadła w kolanie. Ból
który wtedy odczuwałam był nie do opisania, na samo wspomnienie
przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz. Przechodziłam bardzo długą
rehabilitację. Gdy z nogą było już wszystko w porządku zaczęłam
powoli wracać do treningów, ale ciągle odczuwalny ból odbieram mi
całą przyjemność z biegania. Zadecydowałam o sezonowej przerwie.
W końcu przyszedł 2008 rok. Zbyszek postanowił wrócić na polskie
parkiety. Dostał ofertę z AZS'u Częstochowa, którą przyjął.
Oboje byliśmy wtedy szczęśliwi, że wreszcie będziemy w jednym
kraju, oddzieleni tylko kilkudziesięcioma kilometrami. W końcu
mogliśmy się sobą nacieszyć. Każdą wolną chwilę spędzałam w
Częstochowie, nie opuściłam ani jednego meczu, który w tamtym
sezonie odbywał się na hali Polonia. W tamtym okresie byłam
najszczęśliwsza. Miałam przy sobie mężczyznę swojego życia,
miałam studia, które lubiłam. Wtedy tak wyobrażałam sobie
idealne życie, ale nie trwało to zbyt długo. Po sezonie w
Częstochowie Zbyszek postanowił wybrać ofertę, która przyszła z
Rosji. Oboje wiedzieliśmy, że to oznacza kolejną rozłąkę.
Dodatkowo martwiło mnie to, że liga rosyjska jest tak całkiem inna
od polskiej czy włoskiej. Wiedziałam jakie Zbyszek ma umiejętności,
ale mimo to bałam się, że w Rosji po prostu sobie nie poradzi. Nie
pomyliłam się dużo. Bartman w Gazpromie grał tylko kilka
miesięcy. Po powrocie do Polski znowu w naszym życiu zapanowała
sielanka. Wtedy podjęliśmy ze Zbyszkiem ważne decyzje, które
diametralnie wpłynęły na nasze wspólne życie. Zrezygnowałam z
biegania, tak jak kiedyś moja mama zrezygnowała dla mnie, ja
zrezygnowałam dla miłości mojego życia. Wspólnie rozważaliśmy
oferty, które kluby składały brunetowi. Widziałam jak Zbyszek
cieszył się na ofertę z Taranto. Nie pozostało mi wtedy nic
innego jak spakować walizki i wieść szczęśliwe życie w
słonecznej Italii. Wtedy zrobiłabym dla niego wszystko, jedyne
czego chciałam to jego szczęście i mimo wszystko nadal tego chcę.
We Włoszech stało się to co chyba od dawna wisiało w powietrzu.
Zbyszek mi się oświadczył.
-Zbyszek
wróciłam! - krzyknęłam zamykając za sobą drzwi wejściowe
naszego wspólnego mieszkania. -Zbyszek? - zapytałam gdy nie
usłyszałam odpowiedzi bruneta. Zaniosłam zakupy do kuchni i
zaczęłam szukać Bartmana. W salonie go nie ma, w sypiali ani
łazience też nie.
-No gdzie ty
jesteś do cholery. - mówię do siebie. W torebce znajduję telefon,
zero wiadomości ani nieodebranych połączeń. Na klawiaturze
wystukuję tak dobrze znany mi numer jednocześnie wychodząc na
wielki taras z którego mamy piękny widok na włoski krajobraz. To
co zobaczyłam na tarasie zapierało dech w piersiach. Wszędzie
stały poustawiane białe palące się świece, w tle słychać było
lekką muzykę a nozdrza przyjaźnie drażnił zapach białych lilij.
Na środku stał Zbyszek, ubrany w białą lekko rozpiętą koszulę
i ciemne spodnie. W tym wydaniu zawsze wyglądał bardzo pociągająco.
-A to z jakiej
okazji? - pytam podchodząc do bruneta. Bartman nie odpowiedział
jedynie wpił się zachłannie w moje malinowe usta.
-A musi być
jakaś okazja? - pyta odrywając się od moich ust.
-A mam niby
uwierzyć, że stałeś się romantykiem? - drażnię się z nim i
figlarnie się uśmiecham.
-Właściwie to
tak, jest okazja. Prosiłbym cię jedynie żebyś mnie wysłuchała i
nie przerywała dobrze? - kiwam głową, a brunet kontynuuje swój
wywód.- Znamy się już ponad cztery lata i gdyby wtedy ktoś mi
powiedział, że będę cię tak kochał to po prostu bym go wyśmiał,
a teraz nie wyobrażam sobie mojego życia bez ciebie. Byłaś ze mną
niemal od początku mojej kariery, zawsze mnie wspierałaś, byłaś
dla mnie oparciem w najcięższych chwilach. Jesteś moją najlepszą
przyjaciółką i tym samym moją jedyną miłością. Mania
zostaniesz moją żoną? - mówiąc to Zbyszek ukląkł przede mną z
małym czerwonym pudełeczkiem w dłoniach. Gdy go otworzył moim
oczom ukazał się najpiękniejszy pierścionek jaki kiedykolwiek
widziałam. Zbyszek delikatnie założył go na mój serdeczny palec
i z nadzieją w oczach czekał na moją odwiedź.
-Tak, zostanę
twoją żoną. - powiedziałam drżącym głosem i pocałowałam
bruneta.
Dzisiaj na moim palcu nie ma już śladu po zaręczynowym
pierścionku.
Po sezonie w Taranto przyszedł czas na powrót do kraju i oficjalne
potwierdzenie naszych zaręczyn. Tym razem wylądowaliśmy w stolicy.
Zbyszek był tym bardziej podekscytowany grą w Politechnice,
ponieważ na jednym parkiecie miał występować ze swoim starym
przyjacielem za czasów siatkówki plażowej Michałem Kubiakiem.
Po powrocie do Polski zdecydowaliśmy również zaplanować nasz
ślub. Całe przygotowania były oczywiście na mojej głowie, ale
miałam wsparcie mojego taty oraz mamy Zbyszka, która bardzo mi
wtedy pomagała. Pani Bartman to złota kobieta. Pomagała mi w
rzeczach w których powinna pomagać mi moja mama i muszę
powiedzieć, że godnie ją zastąpiła. Jedyną wspólną decyzją
jaką podjęliśmy ze Zbyszkiem był wybór obrączek. Nigdy nie
miałam mu za złe, że wszystko musiałam załatwiać i o wszystkim
musiałam decydować sama. Widziałam ile go kosztują treningi,
mecze i wszystko co było związane z siatkówką. Najważniejsze
było to, że był szczęśliwy.
Sama ceremonia zaślubin była jak z bajki. Wszystko poszło zgodnie
z planem, ze wszystkiego byliśmy zadowoleni. Bawiliśmy się razem z
naszymi wspaniałymi gośćmi do białego rana. Na wspomnienie
naszego ślubu mam jedyne do powiedzenia : Ah, co to był za ślub!
Byliśmy tacy szczęśliwi. Nie mogę uwierzyć, że już tego nie
ma.
W naszym życiu zaczęło się psuć, gdy Zbyszek miał problemy z
klubem. Obiecał, że w Warszawie zostaniemy na dłużej, mieliśmy
trochę zwolnić z trybem naszego życia, pomyśleć o dziecku. Zanim
o czymkolwiek zaczęliśmy myśleć już szykowała się kolejna
przeprowadzka. Fakt taktem nadal byliśmy w Polsce, ale to nie było
to co Bartman mi obiecał. Zaczęły się coraz częstsze kłótnie,
sprzeczki o byle błahostkę, obrażanie się na siebie. Tym razem
padło na Jastrzębski Węgiel. Zbyszek chcąc poprawić nasze
relacje podpisał z jastrzębską drużyną dwuletni kontrakt, to
mnie trochę uspokoiło. Dodatkowym plusem było to, że blisko
miałam mojego ojca, za którym strasznie tęskniłam.
Myślałam, że może być tylko lepiej, ale kolejne rozczarowanie
przyszło gdy Zbyszek zmienił decyzję co do powiększenia naszej
rodziny. Byłam po prostu smutna. Czułam instynkt macierzyński,
chciałam mieć mały owoc naszej miłości. Naszego maluszka na
którego przelałabym tą całą miłość którą mam w sobie. Znowu
zaczęły się kłótnie, wytykanie sobie błędów, wyolbrzymianie
wszystkich sytuacji, które miały miejsce i znowu się godziliśmy.
Chwilowa sielanka po kilku tygodniach lub miesiącach znowu
zamieniała się w pasmo kłótni. Aż w końcu przestaliśmy się
kłócić i godzić.
Wtedy nadszedł okres reprezentacyjny. Myślałam, że to nam dobrze
zrobi. Odpoczniemy od siebie, zatęsknimy i wszystko znowu będzie
dobrze. Przez długi czas od wyjazdu Zbyszka na zgrupowanie nie
odzywaliśmy się do siebie. W końcu Bartman się odezwał. Chciał
się upewnić czy będę na meczu w katowickim Spodku, bo tęskni i
nie wyobraża sobie, że mnie tak nie będzie.
W Spodku znowu czułam się jak zakochana nastolatka. Zbyszek znowu
był mężczyzną, w którym się zakochałam. Cieszyłam się, że
mój mąż tak dobrze sobie radzi na nowej pozycji. Cieszyłam się
całym jego szczęściem. Ze Spodka udałam się również na mecze
finałowe do Gdańska. Planowaliśmy wakacje na których postaramy
się odbudować to co psuło się w naszym małżeństwie. Niestety
felerny pierwszy mecz finałowego turnieju pokrzyżował nam plany.
Widok upadającego Zbyszka na parkiet boiska i jego zwijanie się z
bólu do dzisiaj występuje w moich koszmarach.
Co z tego, że mieliśmy dla siebie dużo czasu, że mogliśmy
wszystko naprawić skoro każda nasza rozmowa kończyła się
krzykiem. Bartman w tamtym czasie był jak tykająca bomba, nie
wiadomo było kiedy wybuchnie. Wiem, że bał się wtedy o swoją
dalszą karierę, ale sama byłam przecież w takiej sytuacji,
rozumiałam jego obawy, złość, rozczarowanie. Zbyszek jednak jakby
tego nie zauważał i odsunął się ode mnie. Bardzo mnie to wtedy
zabolało. Nie takie zachowanie sobie ślubowaliśmy. Przestaliśmy
się kłócić i godzić, za wiele razy strzępiliśmy na siebie
języki. Byliśmy razem, mieszkaliśmy razem, ale żyliśmy w dwóch
osobnych światach. Wspólne kąpiele zamieniliśmy na dwie kołdry,
a patrzenie sobie w oczy na patrzenie w ekran telewizora. Za wszelką
cenę jeszcze wtedy chciałam ratować nasze małżeństwo. Nawet nie
robiłam awantury, gdy postanowił się przenieść do Rzeszowa żeby
móc grać na pozycji atakującego. Myślałam, że nowe miejsce nam
w tym pomoże. Głupia, łudziłam się, że jeszcze wszystko może
być dobrze. Starałam się być lepszą żoną, kochanką,
przyjaciółką. Godziłam się na wszystko, unikałam kłótni, ale
w końcu musiałam odpocząć od tej szopki, którą stało się
nasze małżeństwo. Pojechałam na kilka dni do ojca mówiąc przed
wyjazdem Zbyszkowi żeby wszystko sobie przypomniał, bo to jest
ostatni moment żeby uratować naszą miłość.
Błagam Cie
Boże żeby on to wszystko sobie przemyślał i wszystko zaczęło
się w końcu układać. - przeszło mi przez myśl gdy wchodziłam
do naszego rzeszowskiego mieszkania.
-Kocie wróciłam
wcześniej, bo mam pilną sprawę w pracy. Tęskniłam za Tobą
wiesz? - mówię rozbierając się w przedpokoju. Nie słysząc
żadnej odpowiedzi powolnym krokiem kieruję się w stronę naszej
sypialni. Moje przerażenie rośnie z każdym krokiem, z sypialni
słychać niewybredne dźwięki. W końcu zbieram się w sobie i
otwieram drzwi. To co tam widzę początkowo do mnie nie dociera.
Widzę mojego męża z inną kobietą w łóżku. Momentalnie moje
przerażenie i niedowierzanie przeradzają się w ogromną
wściekłość.
-Mania to nie
tak jak myślisz! Ja ci to wszystko wyjaśnię! - Bartman próbował
się nieudolnie tłumaczyć.
-Ty się
zamknij. - mówię pokazując na bruneta. - A ty szmato wynoś się z
mojego mieszkania, bo nie ręczę za siebie. - chwytam blondynkę za
ramie, zostawiając na nim czerwone ślady moich zaciśniętych
palców i wyciągam z łóżka. -No na co czekasz?! Mam ci pokazać
gdzie są drzwi?! -krzyczę kompletnie nad sobą nie panując.
-Mańka ja..
-Zamknij się!
Jak mi to mogłeś zrobić? Źle ci ze mną było?! Wszystko dla
ciebie poświęciłam! Starałam się być dobrą żoną. Przecież
było nam ze sobą dobrze. Miałeś mnie kochać na zawsze a ty
zdradzasz mnie z jakąś dziwką! - krzyczałam zanosząc się
płaczem. Nie mogłam w to uwierzyć, przecież to nie tak miało
być, mieliśmy się razem zestarzeć, kochać aż do śmierci.
Od płaczu i
emocje jakie w sobie nosiłam nie mogłam ustać na nogach. Osunęłam
się po ścianie naszej sypialni i płakałam. Nie słuchałam
głupich tłumaczeń Zbyszka, przed oczami miałam jedynie jego
kochającego się z inną kobietą.
Na to wspomnienie po moim policzku mimowolnie spływa jedna, samotna
łza. Siedzę właśnie w budynku warszawskiego sądu, za paręnaście
minut ma zacząć się rozprawa kończąca moje małżeństwo. Do
teraz nie mogę w to uwierzyć.
Widząc Zbyszka moje serce nadal zaczyna szybciej bić, bo nadal go
kocham. Nie da się od tak przestać kochać miłości swojego życia.
Wygląda jak zawsze dobrze, chociaż widzę jego lekko podkrążone
oczy. Mnie nie oszuka, za dobrze go znam. A ja? Ja wyglądam jak wrak
człowieka, bo utraciłam w życiu to co najważniejsze miłość.
Jedyne co mi po niej pozostało to łańcuszek z grawerowanym
medalikiem.
Zostaliśmy wezwani na salę rozprawy. Wstaję powoli z ławki na
której siedziałam. Z nadmiaru stresu i braku snu mój organizm w
końcu się zbuntował przeciwko mnie. Przed oczami zrobiło mi się
ciemno, a w głowie zaczęło wirować. Usiadłam z powrotem na ławce
żeby chociaż trochę się uspokoić.
-Mania.. Mańka co ci jest? - gdy zawrót głowy minął a przed
oczami znowu zrobiło mi się jasno zobaczyłam klęczącego przede
mną Zbyszka.
-To już nie twoja sprawa. - odpowiedziałam chłodno, wyrywając
dłoń z jego uścisku.
-Mania błagam ci wybacz mi. To nie musi się tak kończyć, to był
jednorazowy błąd. Wiem, że od dawna się między nami nie
układało, bo zachowywałem się jak palant. Nie doceniałeś tego
co miałem. Kocham cie rozumiesz? Kocham cie tak samo jak wtedy gdy
miałem siedemnaście lat, nie okazywałem tego od dawna, ale musisz
mi uwierzyć. Mania ja zrobię wszystko żeby cię odzyskać, chyba,
że powiesz mi teraz prosto w oczy, że mnie nie kochasz. Wtedy
zniknę z twojego życia. Możesz mi powiedzieć patrząc prosto w
oczy, że już mnie nie kochasz? - patrzyłam mu prosto w oczy i
widziałam w nich tego chłopaka w którym się zakochałam, na
którego czekałam przez trzy lata, bo nie wyobrażałam sobie być z
nikim innym.
-Nie.. nie mogę ci tego powiedzieć. Nie mogę ci skłamać prosto w
oczy. Skrzywdziłeś mnie jak nikt inny, ale nadal cie kocham
Bartman, chciałabym cie znienawidzić za to co mi zrobiłeś, ale
nie mogę. - mówiąc to nie mogłam powstrzymać łez.
-Nie płacz maleńka, będziemy o nas walczyć i się nam uda,
zobaczysz. Damy radę, bo kto jak nie my? - znowu ocierał łzy z
moich policzków, a ja zaczynałam wierzyć, że znowu możemy być
szczęśliwi.
-Proszę Państwa proszę wejść na salę sędzia już czeka. -
podszedł do nas jeden z adwokatów.
-Nie będzie żadnego rozwodu. - stanowczość w głowie Bartmana
pozwoliła mi poczuć, że naprawdę może nam się udać.
-Chodź kochanie, już czas zacząć nowe życie. - mówiąc to
wyciągnął do mnie swoją dłoń, którą momentalnie chwyciłam.
To nasza ostatnia szansa żeby odbudować naszą miłość i wiem, że
dobrze ją wykorzystamy, bo taka miłość dwa razy się nie zdarza.
__________________________________
ostatnio zgnoiłam Kubiaka, tym razem wzięłam się za Zbycha, którego trochę zgnoiłam, ale wyszedł chłopaczyna na prostą i wykorzystałam jego limit na cały rok, bez kitu.
miałam to podzielić na dwa razy, ale wtedy traciło to sens.
nie wiem czy coś tu jeszcze opublikuje, bo publikuję to dla Was a nie dostaję żadnej motywacji co trochę mnie smuci, a wiem, że ktoś to czyta, bo wyświetlenia są na prawdę dość spore. dlatego czytasz? -skomentuj!
do zobaczenia miśki! ;*
Ja ci wysyłam na tumblerka żeby było cały czas źle, potem wchodzę na blogspota, paczam, a tu nowa historia. I żeby było tego mało, dobrze zakończona.
OdpowiedzUsuńAle świetnie się czytało, to muszę przyznać.
początek był taki miły, słodkie zakochane dzieciaki. dobrze, że się tak optymistycznie skończyło.
OdpowiedzUsuń