niedziela, 5 stycznia 2014

Czy w międzyczasie to coś z nas uleciało, kochanie?


To naprawdę była wielka miłość, taka najbardziej wyśniona i wymarzona. Wiem, że brzmi to strasznie tandetnie, ale taka była prawda. Jak przypomnę sobie te wszystkie lata wstecz to byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, ale może zacznijmy od początku.
Poznaliśmy się w 2004 roku i nie, nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Śmiało mogę powiedzieć, że była to raczej ogromna niechęć do siebie, oboje byliśmy wtedy strasznymi gówniarzami.
Wprowadził się do klatki obok, wtedy jeszcze nie wiedziałam, że gra w Płomieniu. Widywałam go tylko czasami gdy mijaliśmy się na chodniku, zawsze był sam, a nie był wiele starszy ode mnie strasznie mnie to wtedy dziwiło. Już wtedy był cholernie przystojny, o ile o szesnastoletnim, chudzielcu można powiedzieć, że jest przystojny.
Początkowo w ogólnie nie zwracaliśmy na siebie uwagi, był po prostu chłopakiem z klatki obok.
Nie pamiętam dokładnie jaki był to miesiąc, ale na dworze było już dość ciepło. Wiem, że jak co rano wybrałam się z Saszą na spacer. Kochałam tego psa.
Jak codziennie pobudka o piątej rano, spakowanie się do szkoły, ubranie w dres, założenie biegówek i poranny trening, powrót, szybko prysznic, śniadanie, szkoła, trening, prysznic, obiad, lekcje, chwila czasu wolnego i znowu trzeba iść spać. Tyle mam z mojego dzieciństwa. Co coraz bardziej zaczyna mnie wkurzać, bo moje koleżanki mają mnóstwo wolnego czasu, mogą spędzać ze sobą czas, chodzić na mecze Płomienia, odpocząć, ale z drugiej strony bieganie to jedyne co zostało mi po mamie.
-Tak i ty też Sasza, ty też. - mówię do białego samojeda,który ociera się o moje nogi.
Razem z psem zbiegam po schodach, na dole puszczam Sasze ze smyczy, bo nikt normalny nie chodzi po naszym osiedlu o takiej godzinie. Zaczęłam się powoli rozciągać, gdy usłyszałam szczekanie psa.
-Sasza do nogi! - krzyczę na samojeda, który podbiegł do jakiegoś chłopaka i zaczął szczekać. Gdy pies nie reaguje na moje wołanie podchodzę do niego i chwytam za obroże.
-Przepraszam nie wiem co w niego dzisiaj wstąpiło. - mówię zapinając go na smycz. Dopiero wtedy spostrzegam, że ów chłopak to ten nowy z klatki obok. Brunet spojrzał na mnie srogo.
-Nie wiesz smarkulo, że takie bydle trzeba trzymać na smyczy? Co gdyby mnie ugryzł? - burknął na mnie złowrogo.
-Oho, pan dorosły się odezwał. Gdybyś nie był takim ignorantem wiedziałbyś, że to łagodny pies. A gdyby cię ugryzł to może przestałbyś być takim bucem. - mruknęłam również nie miło. Brunet nie wiedział co powiedzieć. Co on myślał, że tylko on jest wyszczekany? Akurat w pyskowaniu to ja jestem mistrzynią.
-Chodź Sasza, bo jeszcze zarazimy się głupotą. - pociągnęłam psa za smycz i ostentacyjnie odeszłam.
-Gówniara! - usłyszałam za sobą jego krzyk. Aż się we mnie zagotowało.
-Buc! - odkrzyknęłam chłopakowi i zła rozpoczęłam mój poranny trening.
Na prawdę tak wtedy o nim myślałam! Zresztą sam się na takiego kreował, teraz już wiem, że to była tylko maska, ale wtedy nieźle darliśmy koty. Nasza niechęć do siebie była na początku tak ogromna, że nawet widok Zbyszka na chodniku wywoływał we mnie złość. Nie wiem ile to trwało, tak z dobre kilka miesięcy. Robiliśmy sobie na złość. Wiedziałam, że podobam się Bartmanowi, więc specjalnie zadawałam się z chłopakami których brunet nie lubił,zresztą on nie był lepszy, bo spotykał się z moją największą rywalką na bieżni. Z czasem nasze relacje się poprawiły do tolerowania siebie, ale to również się zmieniło.
Ktoś jest chyba nie poważny. Jest grubo po dwudziestej trzeciej a ktoś dobija się do mieszkania, a może to sen? Tak to na pewno sen, tylko mi się to śni. Chyba jednak nie, bo pukanie nie chcę ustać.
Zaspana w za dużej piżamie podchodzę do drzwi i bez zastanowienia je otwieram. Doznaje szoku widząc w moich drzwiach Bartmana z nietęgą miną. Widząc mnie brunet się odzywa.
-Obudziłem cie? Przepraszam nie chciałem, po prostu wróciłem od rodziców z Warszawy i zapomniałem kluczy do swojego mieszkania. Tak jakby nie mam gdzie się podziać na noc. - powiedział to tak szybko, że nie wszystko zrozumiałam. We znaki dawało mi się również moje zaspanie.
-Nie lubię cie, ale nie pozwolę nikomu spać na mrozie. - mówię wpuszczając bruneta do mieszkania. Zbyszek gramoli się do przedpokoju ze swoimi walizkami.
-Może powinienem zapytać twojego ojca czy mogę zostać?
-Tata jest w delegacji, wróci dopiero w sylwestra. - mówię prowadząc chłopaka do salonu. -Rozłóż sobie kanapę a ja idę poszukać poduszki i jakiejś czystej pościeli.
-Wystarczy jakiś koc, nie chciałbym ci robić problemu. - mówi i z zakłopotaniem drapie się po głowie.
-Oh, zamknij się Bartman.
W sypialni taty znalazłam nowy komplet pościeli. Gdy wróciłam do salonu brunet przyglądał się zdjęciom ustawionym na komodzie.
-Proszę tutaj masz czystą poście. - mówię kładąc ją na kanapie.
-Twoja mama jest piękną kobietą. Mieszka w innym mieście? - pyta.
-Nie, moja mama nie żyje od pięciu lat. - mówię cicho, spoglądając na zdjęcie z naszych ostatnich wspólnych wakacji.
-Przepraszam ja.. ja nie wiedziałem. - mówi zmieszany.
-Nic się nie stało, nie miałeś skąd wiedzieć. - uśmiecham się nikle w jego stronę. -Ale to fakt była piękna, żałuje, że nie miałam okazji tak do końca jej poznać, z opowieści taty była po prostu aniołem.
-Jeśli mogę zapytać, była chora? - brunet usiadł obok mnie na kanapie. Nawet nie wiem kiedy zaczynam opowiadać Bartmanowi historię mojego życia.
-Miała białaczkę, jedynym ratunkiem był przeszczep szpiku, ale nie znaleziono dawcy a mama nie miała siły już walczyć. Nie pamiętam tego tak dokładnie, miałam wtedy tylko dziewięć lat. To..to było coś po czym człowiekowi nie chcę się żyć, nie ma na to siły, chęci. Do dzisiaj z tym walczę, jestem tylko dzieckiem, które za wcześnie straciło ukochaną mamę, bo nie mogłam sobie wymarzyć lepszej mamy. Wiem, że gdyby żyła byłaby moją najlepszą przyjaciółką, że rozumiałaby mnie jak nikt. Najgorsze jest to, że zaczynam zapominać jaka była, jak wyglądała, gdyby nie te wszystkie zdjęcia to zapomniałabym jej twarzy. - mówiąc to po moim policzku mimowolnie spłynęła łza, którą szybko otarłam wierzchnią stroną dłoni.
-Spokojnie, łzy to nic złego. - brunet mówiąc to chwyta moją dłoń a przez całe moje ciało przechodzi przyjemne ciepło. -To dzięki mamie biegasz?
-Tak, zdecydowanie dzięki niej. W Rosji mama była dwukrotną mistrzynią juniorów, seniorską karierę miała zacząć tutaj w Polsce, przyjechała tutaj na studia, gdzie poznała mojego ojca, zaczęła tutaj biegać, zdobywała jakieś osiągnięcia a potem pojawiłam się ja i mama już nigdy nie wróciła do biegania mimo tego zawsze mówiła, że jej największym sukcesem byłam ja. - mówiąc to już nie powstrzymywałam łez, cokolwiek mówiłam o mojej mamie wywoływało u mnie łzy.
Nie wiem jak to się stało, ale gdy skończyłam mówić tonęłam w ciepłym uścisku Bartmana. Pierwszy raz nie opierałam się przed bliższym kontaktem z nim, pierwszy raz nie był bucem, był po prostu Zbyszkiem. A ja potrzebowałam teraz poczuć, że ktoś przy mnie jest.
-Nie płacz, twoja mama byłaby z ciebie bardzo dumna wiesz? -mówiąc to głaskał mnie po plecach, a ja płakałam w jego koszulkę.
Wtedy tak naprawdę zdałam sobie sprawę, że tak zachowanie Zbyszka to tak tylko powłoka ochronna, która chroni go przed jego własnymi uczuciami. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że będzie miłością mojego życia. Od tamtego wieczora nasze relacje bardzo się zmieniły. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem, chodziłam na jego treningi gdy tylko mogłam, kibicowałam mu na meczach, a on wspierał mnie w mojej rozwijającej się karierze biegaczki. Byliśmy parą najlepszych przyjaciół, byliśmy jeszcze za młodzi żeby zrozumieć, że to wtedy tak właściwie zaczynała się nasza miłość.
-Zibi powiedz mi co się dzieje? Cały dzień jesteś jakiś nie obecny. - nie wytrzymuje i pytam bruneta. Odkąd do niego przyszłam, odzywa się półsłówkami albo kiwa tylko głową. Jest wyraźnie czymś zmartwiony.
-Musze ci coś powiedzieć Mania, ale nie mam pojęcia jak. - mówi w końcu drapiąc się po głowie.
-Najlepiej prosto z mostu. No mów, będzie Ci lepiej. - zachęcam go i żeby dodać mu otuchy chwytam za jego dłoń.
-Bo ja..ja przenoszę się do Włoch. Dostałem ofertę z Werony, głupotą byłoby odrzucenie takiej oferty. Wiesz ile mogę się tam nauczyć? To może otworzyć mi drzwi do kariery na najwyższym szczeblu. - gdy to mówił w jego oczach szalało milion iskierek radości.
-O Boże, gratuluje Zbyszek! Zasłużyłeś na to, ciężko pracowałeś żeby dostać takie oferty. - rzuciłam się brunetowi na szyję i mocno przytuliłam. Nie chciałam żeby widział mój smutek. Przecież nie mogę mu powiedzieć żeby został, bo sobie bez niego nie poradzę.
-Mania ja nie chcę żebyśmy stracili kontakt rozumiesz? Będę pisał, dzwonił, obiecuje tylko powiedz, że też tego nie chcesz. Potrzebuje mieć poczucie, że chociaż w listach mam kawałek ciebie przy sobie. - mówił patrząc mi prosto w oczy, a ja po raz pierwszy widziałam go tak poważnego.
-Nie chcę o tobie zapomnieć Zbyszek, bo jesteś ważny w moim życiu. Damy radę zobaczysz, Werona to nie koniec świata. - uśmiechnęłam się w kierunku bruneta a on kolejny raz dzisiejszego dnia przytula mnie do siebie.
Najciężej było chyba na lotnisku. Zbyszek uparł się żeby wylatywał z Katowic, po wielu telefonicznych kłótniach z ojcem, państwo Bartman w końcu ulegli. Pamiętam, że tamtego dnia płakałam od samego rana, czułam straszną tęsknotę za czasem spędzonym z brunetem nawet gdy ten siedział obok mnie.
Katowickie lotnisko stało się właśnie najbardziej nielubianym przeze mnie miejscem na ziemi. Zbyszek zaraz wsiądzie do samolotu i nie wiem kiedy znowu zobaczę jego twarz, poczuje jego dotyk i zapach jego ulubionych perfum. A co będzie jeśli już nigdy go nie zobaczę? Co będzie jeśli o mnie zapomni?
-Będę strasznie za tobą tęsknił Mańka. - mówi wtulony w moje włosy, czuje jego ciepły oddech gdzieś w okolicy mojego ucha i kolana uginają mi się na samą myśl, że za chwilę będę musiała wypuścić go z uścisku.
-Ja za tobą też Zibi, ale damy radę. Zobaczymy się wcześniej niż nam się wydaje prawda? - pytam z nadzieją w głosie, bo bardzo chcę uwierzyć, że wszystko będzie dobrze. Patrząc w czekoladowe oczy Bartmana nie mogę powstrzymać łez.
-Nie płacz błagam Cię, bo zraz sam się rozkleję.- uśmiecha się lekko i ociera kciukiem łzy z moich policzków. -Może to nie jest najodpowiedniejszy moment, ale.. wiem, że byłabyś dla mnie idealną dziewczyną, wiem jesteśmy gówniarzami i to się wszystko może zmienić, ale będziesz na mnie czekać Mania? - powiedział patrząc mi prosto w oczy. Nie byłam zdziwiona, bo czułam dokładnie to samo, na razie jesteśmy jeszcze jak dzieci, ale może po jego powrocie...
-Będę czekać, obiecuje. Cokolwiek będzie się działo będę czekać na ciebie. - powiedziałam na jednym tchu. Widząc jego uśmiech poczułam się spokojniejsza, czuję, że wszystko będzie dobrze.
-Muszę już iść. - mówi szeptem i opiera swoje czoło o moje. Kiwam tylko głową, nie mogę wykrztusić żadnego słowa. Zbyszek mocno mnie przytula, a po chwili czuję jego ciepły oddech na policzku aż w końcu jego ciepłe usta wpijają się w moje wargi.
-Idź już. - mówię cicho gdy się od siebie odrywamy. -No idź, tak będzie lepiej.
Brunet tylko wzdycha i powoli odchodzi, a ja muszę się powstrzymać, żeby nie pobiec za nim i go nie zatrzymać.
Byliśmy jeszcze dziećmi a mimo naszego młodego wieku byliśmy o wiele bardziej dojrzalsi niż nasi rówieśnicy. Pamiętam, że dużo wtedy płakałam, czasami nawet żałowałam tej obietnicy. Szczególnie wtedy gdy minął rok, a Zbyszek postanowił zostać jeszcze rok w Weronie.
Nie wiem ile listów wymieniliśmy w tamtym czasie, ile pieniędzy wydaliśmy na połączenia telefoniczne, ale było warto, bo to co mieliśmy wtedy dwa razy się nie zdarza.
Zatraciłam się wtedy całkowicie w bieganiu, każdą wolną chwilę wykorzystywałam na treningi, doskonalenie siebie i swoich umiejętności. Były tego wyniki, dostałam się do reprezentacji juniorek, zdobyłam medal Mistrzostw Polski do lat osiemnastu, dostałam powołanie na Mistrzostwa Europy do lat osiemnastu. Boże jaka byłam wtedy z siebie dumna, w końcu tyle na to pracowałam. Myślę, że mama wtedy też nade mną czuwała i trochę mi pomogła. Wiedziałam, że mam też wsparcie Zbyszka co bardzo mi pomagało. Tata jaki był ze mnie dumny, chyba nigdy nie widziałam go takiego szczęśliwego. Oh, co to były za czasy!
Tak minął drugi rok pobytu Bartmana we Włoszech, w ciągu tego roku widzieliśmy się raz. Były święta, byłam strasznie przybita, bo Zbyszek miał wtedy nie przyjechać, ale zrobił mi najlepszy prezent świąteczny jaki kiedykolwiek dostałam.
Tata znowu zapomniał kluczy do mieszkania a teraz dobija się do drzwi, chyba będę musiała kupić mu coś na pamięć.
-No idę, idę przecież się nie pali. - mówię przekręcając kluczy w drzwiach. Jakie było moje zdziwienie gdy zamiast taty za drzwiami zobaczyłam Zbyszka. Mojego Zbyszka.
-O mój Boże. - tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusisz. Momentalnie tonęłam w objęciach Bartmana. Po chwili siedzieliśmy już w salonie, śmiejąc się i opowiadając co się u nas działo w ostatnich dniach.
-Jesteś jeszcze piękniejsza niż cie zapamiętałem , te wszystkie zdjęcia nie oddają twojej urody. - powiedział głaszcząc kciukiem mój policzek.
-Ty też już nie jesteś tym chuderlawym chłopcem z klatki obok. - uśmiechnęłam się do niego figlarnie i oparłam głowę na jego ramieniu.
-Cholernie za Tobą tęskniłem wiesz? Czasami miałem wrażenie, że zaraz oszaleje z tej tęsknoty.
-Doskonale znam to uczucie. - mruczę kreśląc palcem nieznane znaki na ręce Zbyszka.
-Dlatego mam dla ciebie coś, co będzie przypominało, że zawsze będę cię kochał, tylko ciebie. - powiedział wyciągając średniej wielkości pudełeczko zielonego koloru. Byłam w szoku słysząc jego słowa.
-No otwórz. - zachęcił mnie wkładając pudełeczko w moje dłonie. Trzęsącymi rękoma otworzyłam zawiniątko a moim oczom ukazał się łańcuszek z okrągłą zawieszką na której małymi literami było wygrawerowane 'Zbyszek +Marianna na zawsze razem'.
-Też cie kocham Zbyszek, zawszę będę kochać. - powiedziałam i zachłannie wpiłam się w jego usta.
Teraz już wiem, że nie ma nic na zawsze, świat pożycza nie daje.
Czekał na kolejny rok rozłąki, Zbyszek dostał propozycję z Turcji, którą oczywiście przyjął. Tą roczną rozłąkę wspominam najgorzej. To był zły rok w mojej karierze. Na treningu paskudnie upadłam i naderwałam sobie wiązadła w kolanie. Ból który wtedy odczuwałam był nie do opisania, na samo wspomnienie przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz. Przechodziłam bardzo długą rehabilitację. Gdy z nogą było już wszystko w porządku zaczęłam powoli wracać do treningów, ale ciągle odczuwalny ból odbieram mi całą przyjemność z biegania. Zadecydowałam o sezonowej przerwie.
W końcu przyszedł 2008 rok. Zbyszek postanowił wrócić na polskie parkiety. Dostał ofertę z AZS'u Częstochowa, którą przyjął. Oboje byliśmy wtedy szczęśliwi, że wreszcie będziemy w jednym kraju, oddzieleni tylko kilkudziesięcioma kilometrami. W końcu mogliśmy się sobą nacieszyć. Każdą wolną chwilę spędzałam w Częstochowie, nie opuściłam ani jednego meczu, który w tamtym sezonie odbywał się na hali Polonia. W tamtym okresie byłam najszczęśliwsza. Miałam przy sobie mężczyznę swojego życia, miałam studia, które lubiłam. Wtedy tak wyobrażałam sobie idealne życie, ale nie trwało to zbyt długo. Po sezonie w Częstochowie Zbyszek postanowił wybrać ofertę, która przyszła z Rosji. Oboje wiedzieliśmy, że to oznacza kolejną rozłąkę. Dodatkowo martwiło mnie to, że liga rosyjska jest tak całkiem inna od polskiej czy włoskiej. Wiedziałam jakie Zbyszek ma umiejętności, ale mimo to bałam się, że w Rosji po prostu sobie nie poradzi. Nie pomyliłam się dużo. Bartman w Gazpromie grał tylko kilka miesięcy. Po powrocie do Polski znowu w naszym życiu zapanowała sielanka. Wtedy podjęliśmy ze Zbyszkiem ważne decyzje, które diametralnie wpłynęły na nasze wspólne życie. Zrezygnowałam z biegania, tak jak kiedyś moja mama zrezygnowała dla mnie, ja zrezygnowałam dla miłości mojego życia. Wspólnie rozważaliśmy oferty, które kluby składały brunetowi. Widziałam jak Zbyszek cieszył się na ofertę z Taranto. Nie pozostało mi wtedy nic innego jak spakować walizki i wieść szczęśliwe życie w słonecznej Italii. Wtedy zrobiłabym dla niego wszystko, jedyne czego chciałam to jego szczęście i mimo wszystko nadal tego chcę.
We Włoszech stało się to co chyba od dawna wisiało w powietrzu. Zbyszek mi się oświadczył.
-Zbyszek wróciłam! - krzyknęłam zamykając za sobą drzwi wejściowe naszego wspólnego mieszkania. -Zbyszek? - zapytałam gdy nie usłyszałam odpowiedzi bruneta. Zaniosłam zakupy do kuchni i zaczęłam szukać Bartmana. W salonie go nie ma, w sypiali ani łazience też nie.
-No gdzie ty jesteś do cholery. - mówię do siebie. W torebce znajduję telefon, zero wiadomości ani nieodebranych połączeń. Na klawiaturze wystukuję tak dobrze znany mi numer jednocześnie wychodząc na wielki taras z którego mamy piękny widok na włoski krajobraz. To co zobaczyłam na tarasie zapierało dech w piersiach. Wszędzie stały poustawiane białe palące się świece, w tle słychać było lekką muzykę a nozdrza przyjaźnie drażnił zapach białych lilij. Na środku stał Zbyszek, ubrany w białą lekko rozpiętą koszulę i ciemne spodnie. W tym wydaniu zawsze wyglądał bardzo pociągająco.
-A to z jakiej okazji? - pytam podchodząc do bruneta. Bartman nie odpowiedział jedynie wpił się zachłannie w moje malinowe usta.
-A musi być jakaś okazja? - pyta odrywając się od moich ust.
-A mam niby uwierzyć, że stałeś się romantykiem? - drażnię się z nim i figlarnie się uśmiecham.
-Właściwie to tak, jest okazja. Prosiłbym cię jedynie żebyś mnie wysłuchała i nie przerywała dobrze? - kiwam głową, a brunet kontynuuje swój wywód.- Znamy się już ponad cztery lata i gdyby wtedy ktoś mi powiedział, że będę cię tak kochał to po prostu bym go wyśmiał, a teraz nie wyobrażam sobie mojego życia bez ciebie. Byłaś ze mną niemal od początku mojej kariery, zawsze mnie wspierałaś, byłaś dla mnie oparciem w najcięższych chwilach. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i tym samym moją jedyną miłością. Mania zostaniesz moją żoną? - mówiąc to Zbyszek ukląkł przede mną z małym czerwonym pudełeczkiem w dłoniach. Gdy go otworzył moim oczom ukazał się najpiękniejszy pierścionek jaki kiedykolwiek widziałam. Zbyszek delikatnie założył go na mój serdeczny palec i z nadzieją w oczach czekał na moją odwiedź.
-Tak, zostanę twoją żoną. - powiedziałam drżącym głosem i pocałowałam bruneta.
Dzisiaj na moim palcu nie ma już śladu po zaręczynowym pierścionku.
Po sezonie w Taranto przyszedł czas na powrót do kraju i oficjalne potwierdzenie naszych zaręczyn. Tym razem wylądowaliśmy w stolicy. Zbyszek był tym bardziej podekscytowany grą w Politechnice, ponieważ na jednym parkiecie miał występować ze swoim starym przyjacielem za czasów siatkówki plażowej Michałem Kubiakiem.
Po powrocie do Polski zdecydowaliśmy również zaplanować nasz ślub. Całe przygotowania były oczywiście na mojej głowie, ale miałam wsparcie mojego taty oraz mamy Zbyszka, która bardzo mi wtedy pomagała. Pani Bartman to złota kobieta. Pomagała mi w rzeczach w których powinna pomagać mi moja mama i muszę powiedzieć, że godnie ją zastąpiła. Jedyną wspólną decyzją jaką podjęliśmy ze Zbyszkiem był wybór obrączek. Nigdy nie miałam mu za złe, że wszystko musiałam załatwiać i o wszystkim musiałam decydować sama. Widziałam ile go kosztują treningi, mecze i wszystko co było związane z siatkówką. Najważniejsze było to, że był szczęśliwy.
Sama ceremonia zaślubin była jak z bajki. Wszystko poszło zgodnie z planem, ze wszystkiego byliśmy zadowoleni. Bawiliśmy się razem z naszymi wspaniałymi gośćmi do białego rana. Na wspomnienie naszego ślubu mam jedyne do powiedzenia : Ah, co to był za ślub!
Byliśmy tacy szczęśliwi. Nie mogę uwierzyć, że już tego nie ma.
W naszym życiu zaczęło się psuć, gdy Zbyszek miał problemy z klubem. Obiecał, że w Warszawie zostaniemy na dłużej, mieliśmy trochę zwolnić z trybem naszego życia, pomyśleć o dziecku. Zanim o czymkolwiek zaczęliśmy myśleć już szykowała się kolejna przeprowadzka. Fakt taktem nadal byliśmy w Polsce, ale to nie było to co Bartman mi obiecał. Zaczęły się coraz częstsze kłótnie, sprzeczki o byle błahostkę, obrażanie się na siebie. Tym razem padło na Jastrzębski Węgiel. Zbyszek chcąc poprawić nasze relacje podpisał z jastrzębską drużyną dwuletni kontrakt, to mnie trochę uspokoiło. Dodatkowym plusem było to, że blisko miałam mojego ojca, za którym strasznie tęskniłam.
Myślałam, że może być tylko lepiej, ale kolejne rozczarowanie przyszło gdy Zbyszek zmienił decyzję co do powiększenia naszej rodziny. Byłam po prostu smutna. Czułam instynkt macierzyński, chciałam mieć mały owoc naszej miłości. Naszego maluszka na którego przelałabym tą całą miłość którą mam w sobie. Znowu zaczęły się kłótnie, wytykanie sobie błędów, wyolbrzymianie wszystkich sytuacji, które miały miejsce i znowu się godziliśmy. Chwilowa sielanka po kilku tygodniach lub miesiącach znowu zamieniała się w pasmo kłótni. Aż w końcu przestaliśmy się kłócić i godzić.
Wtedy nadszedł okres reprezentacyjny. Myślałam, że to nam dobrze zrobi. Odpoczniemy od siebie, zatęsknimy i wszystko znowu będzie dobrze. Przez długi czas od wyjazdu Zbyszka na zgrupowanie nie odzywaliśmy się do siebie. W końcu Bartman się odezwał. Chciał się upewnić czy będę na meczu w katowickim Spodku, bo tęskni i nie wyobraża sobie, że mnie tak nie będzie.
W Spodku znowu czułam się jak zakochana nastolatka. Zbyszek znowu był mężczyzną, w którym się zakochałam. Cieszyłam się, że mój mąż tak dobrze sobie radzi na nowej pozycji. Cieszyłam się całym jego szczęściem. Ze Spodka udałam się również na mecze finałowe do Gdańska. Planowaliśmy wakacje na których postaramy się odbudować to co psuło się w naszym małżeństwie. Niestety felerny pierwszy mecz finałowego turnieju pokrzyżował nam plany. Widok upadającego Zbyszka na parkiet boiska i jego zwijanie się z bólu do dzisiaj występuje w moich koszmarach.
Co z tego, że mieliśmy dla siebie dużo czasu, że mogliśmy wszystko naprawić skoro każda nasza rozmowa kończyła się krzykiem. Bartman w tamtym czasie był jak tykająca bomba, nie wiadomo było kiedy wybuchnie. Wiem, że bał się wtedy o swoją dalszą karierę, ale sama byłam przecież w takiej sytuacji, rozumiałam jego obawy, złość, rozczarowanie. Zbyszek jednak jakby tego nie zauważał i odsunął się ode mnie. Bardzo mnie to wtedy zabolało. Nie takie zachowanie sobie ślubowaliśmy. Przestaliśmy się kłócić i godzić, za wiele razy strzępiliśmy na siebie języki. Byliśmy razem, mieszkaliśmy razem, ale żyliśmy w dwóch osobnych światach. Wspólne kąpiele zamieniliśmy na dwie kołdry, a patrzenie sobie w oczy na patrzenie w ekran telewizora. Za wszelką cenę jeszcze wtedy chciałam ratować nasze małżeństwo. Nawet nie robiłam awantury, gdy postanowił się przenieść do Rzeszowa żeby móc grać na pozycji atakującego. Myślałam, że nowe miejsce nam w tym pomoże. Głupia, łudziłam się, że jeszcze wszystko może być dobrze. Starałam się być lepszą żoną, kochanką, przyjaciółką. Godziłam się na wszystko, unikałam kłótni, ale w końcu musiałam odpocząć od tej szopki, którą stało się nasze małżeństwo. Pojechałam na kilka dni do ojca mówiąc przed wyjazdem Zbyszkowi żeby wszystko sobie przypomniał, bo to jest ostatni moment żeby uratować naszą miłość.
Błagam Cie Boże żeby on to wszystko sobie przemyślał i wszystko zaczęło się w końcu układać. - przeszło mi przez myśl gdy wchodziłam do naszego rzeszowskiego mieszkania.
-Kocie wróciłam wcześniej, bo mam pilną sprawę w pracy. Tęskniłam za Tobą wiesz? - mówię rozbierając się w przedpokoju. Nie słysząc żadnej odpowiedzi powolnym krokiem kieruję się w stronę naszej sypialni. Moje przerażenie rośnie z każdym krokiem, z sypialni słychać niewybredne dźwięki. W końcu zbieram się w sobie i otwieram drzwi. To co tam widzę początkowo do mnie nie dociera. Widzę mojego męża z inną kobietą w łóżku. Momentalnie moje przerażenie i niedowierzanie przeradzają się w ogromną wściekłość.
-Mania to nie tak jak myślisz! Ja ci to wszystko wyjaśnię! - Bartman próbował się nieudolnie tłumaczyć.
-Ty się zamknij. - mówię pokazując na bruneta. - A ty szmato wynoś się z mojego mieszkania, bo nie ręczę za siebie. - chwytam blondynkę za ramie, zostawiając na nim czerwone ślady moich zaciśniętych palców i wyciągam z łóżka. -No na co czekasz?! Mam ci pokazać gdzie są drzwi?! -krzyczę kompletnie nad sobą nie panując.
-Mańka ja..
-Zamknij się! Jak mi to mogłeś zrobić? Źle ci ze mną było?! Wszystko dla ciebie poświęciłam! Starałam się być dobrą żoną. Przecież było nam ze sobą dobrze. Miałeś mnie kochać na zawsze a ty zdradzasz mnie z jakąś dziwką! - krzyczałam zanosząc się płaczem. Nie mogłam w to uwierzyć, przecież to nie tak miało być, mieliśmy się razem zestarzeć, kochać aż do śmierci.
Od płaczu i emocje jakie w sobie nosiłam nie mogłam ustać na nogach. Osunęłam się po ścianie naszej sypialni i płakałam. Nie słuchałam głupich tłumaczeń Zbyszka, przed oczami miałam jedynie jego kochającego się z inną kobietą.
Na to wspomnienie po moim policzku mimowolnie spływa jedna, samotna łza. Siedzę właśnie w budynku warszawskiego sądu, za paręnaście minut ma zacząć się rozprawa kończąca moje małżeństwo. Do teraz nie mogę w to uwierzyć.
Widząc Zbyszka moje serce nadal zaczyna szybciej bić, bo nadal go kocham. Nie da się od tak przestać kochać miłości swojego życia. Wygląda jak zawsze dobrze, chociaż widzę jego lekko podkrążone oczy. Mnie nie oszuka, za dobrze go znam. A ja? Ja wyglądam jak wrak człowieka, bo utraciłam w życiu to co najważniejsze miłość. Jedyne co mi po niej pozostało to łańcuszek z grawerowanym medalikiem.
Zostaliśmy wezwani na salę rozprawy. Wstaję powoli z ławki na której siedziałam. Z nadmiaru stresu i braku snu mój organizm w końcu się zbuntował przeciwko mnie. Przed oczami zrobiło mi się ciemno, a w głowie zaczęło wirować. Usiadłam z powrotem na ławce żeby chociaż trochę się uspokoić.
-Mania.. Mańka co ci jest? - gdy zawrót głowy minął a przed oczami znowu zrobiło mi się jasno zobaczyłam klęczącego przede mną Zbyszka.
-To już nie twoja sprawa. - odpowiedziałam chłodno, wyrywając dłoń z jego uścisku.
-Mania błagam ci wybacz mi. To nie musi się tak kończyć, to był jednorazowy błąd. Wiem, że od dawna się między nami nie układało, bo zachowywałem się jak palant. Nie doceniałeś tego co miałem. Kocham cie rozumiesz? Kocham cie tak samo jak wtedy gdy miałem siedemnaście lat, nie okazywałem tego od dawna, ale musisz mi uwierzyć. Mania ja zrobię wszystko żeby cię odzyskać, chyba, że powiesz mi teraz prosto w oczy, że mnie nie kochasz. Wtedy zniknę z twojego życia. Możesz mi powiedzieć patrząc prosto w oczy, że już mnie nie kochasz? - patrzyłam mu prosto w oczy i widziałam w nich tego chłopaka w którym się zakochałam, na którego czekałam przez trzy lata, bo nie wyobrażałam sobie być z nikim innym.
-Nie.. nie mogę ci tego powiedzieć. Nie mogę ci skłamać prosto w oczy. Skrzywdziłeś mnie jak nikt inny, ale nadal cie kocham Bartman, chciałabym cie znienawidzić za to co mi zrobiłeś, ale nie mogę. - mówiąc to nie mogłam powstrzymać łez.
-Nie płacz maleńka, będziemy o nas walczyć i się nam uda, zobaczysz. Damy radę, bo kto jak nie my? - znowu ocierał łzy z moich policzków, a ja zaczynałam wierzyć, że znowu możemy być szczęśliwi.
-Proszę Państwa proszę wejść na salę sędzia już czeka. - podszedł do nas jeden z adwokatów.
-Nie będzie żadnego rozwodu. - stanowczość w głowie Bartmana pozwoliła mi poczuć, że naprawdę może nam się udać.
-Chodź kochanie, już czas zacząć nowe życie. - mówiąc to wyciągnął do mnie swoją dłoń, którą momentalnie chwyciłam. To nasza ostatnia szansa żeby odbudować naszą miłość i wiem, że dobrze ją wykorzystamy, bo taka miłość dwa razy się nie zdarza.

__________________________________
ostatnio zgnoiłam Kubiaka, tym razem wzięłam się za Zbycha, którego trochę zgnoiłam, ale wyszedł chłopaczyna na prostą i wykorzystałam jego limit na cały rok, bez kitu. 
miałam to podzielić na dwa razy, ale wtedy traciło to sens. 
nie wiem czy coś tu jeszcze opublikuje, bo publikuję to dla Was a nie dostaję żadnej motywacji co trochę mnie smuci, a wiem, że ktoś to czyta, bo wyświetlenia są na prawdę dość spore. dlatego czytasz? -skomentuj! 
do zobaczenia miśki! ;*






2 komentarze:

  1. Ja ci wysyłam na tumblerka żeby było cały czas źle, potem wchodzę na blogspota, paczam, a tu nowa historia. I żeby było tego mało, dobrze zakończona.
    Ale świetnie się czytało, to muszę przyznać.

    OdpowiedzUsuń
  2. początek był taki miły, słodkie zakochane dzieciaki. dobrze, że się tak optymistycznie skończyło.

    OdpowiedzUsuń