piątek, 4 stycznia 2013

Zapomniane wspomnienia cz. II


Od ostatnich wydarzeń minęło kilka miesięcy. Mamy polską piękną zimę, w której słoneczne mroźne dni, przeplatają się z śnieżnymi zawieruchami, których jest na całe szczęście o wiele mniej. We wrześniu wróciłam do szkoły. Jak sobie radzę? Całkiem sprawnie, choć może jest to spowodowane tym, że nauczyciele przymykają na mnie oko? Staram się być bardziej odpowiedzialna, w czym pomagają mi rodzice, dziewczyny i Zbyszek. Tak to ten Zbigniew Bartman, który wtedy mnie uratował i bez mojej zgody zapożyczył sobie mój numer telefonu za co teraz jestem mu bardzo wdzięczna. Moja pamięć powoli wraca, lecz teraz nie wiem czy chcę żeby ona wracała. Chciałam poznać moje wspomnienia, ponieważ myślałam, że miałam naprawdę fajne życie, przynajmniej tak przedstawiła mi je mama po wypadku, ale gdy teraz przypomniałam sobie rzeczy sprzed niego, nie chce ich pamiętać.
Siedziałam na parapecie i oglądałam piękny krajobraz za oknem. Wszystko pokryte białym puchem, który mieni się kolorami lampek, znajdujących się na drzewach i choinkach, wszystko to sprawiało, że moje zwykłe szare osiedle, stawało się miejscem iście z bajki. Był już wieczór, w rękach trzymałam kubek z ciepłym kakao, które popijałam od czasu do czasu. Nie wiem dlaczego, ale od pewnego czasu moje myśli krążyły wokół bruneta. Zastanawiałam się co robi, czy ma trening, czy może gdzieś wyszedł. Tak to dziwne. Zeskoczyłam z parapetu i wyszłam z pokoju. Kubek odstawiłam do kuchni i usiadłam obok mamy na kanapie.
-Jak się czujesz? - zapytała.
-Dobrze, dzisiaj rano jak wstałam to spojrzałam na tą choinkę i śmiać mi się chciało, bo przypomniały mi się święta trzy lata temu, jak kłóciłam się z młodym o kolor bombek na choinkę, a w efekcie tego drzewko było kolorowe, bo połowę bombek potłukliśmy. - zaśmiałam się znowu na to wspomnienie.
-Spostrzegłaś, że Twoja pamięć znowu daje o sobie znać? To dobry sygnał córciu, za niedługo nie będziesz miała już żadnych luk w pamięci. - powiedziała zadowolona i uśmiechnęła się do mnie.
-Wiesz mamo, jak teraz o tym myślę to nie chcę wszystkiego pamiętać. - mruknęłam. Widziałam, że mama chciała coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał nam dzwonek do drzwi. -Otworzę. - powiedziałam i zeszłam na dół. Byłam pewna, że za drzwiami ujrzę tatę, który wrócił z pracy, ale za drzwiami stała niespodzianka w postaci Bartmana. Uśmiechnęłam się na jego widok.
-Hej, co Ty tu robisz? - zapytałam, cały czas się uśmiechając.
-Przyjechałem porwać Cię na spacer, bo narzekałaś, że cały czas siedzisz w domu. - powiedział i posłał mi swój sztandarowy uśmiech, od którego dziewczyną miękną nogi.
-Jestem za, w końcu pokaże Ci, że moje osiedle wcale nie jest takie szare i nijakie. - powiedziałam. Uprzedziłam mamę, że wychodzę, uśmiechnęła się do mnie tak jakoś dziwnie, gdy powiedziałam, że wychodzę ze Zbyszkiem. Przygotowałam się do wyjścia i mogliśmy ruszać na spacer.
-No to co idziemy? - zapytałam i już miałam wychodzić, kiedy brunet znacząco chrząknął.
-No coo? - zapytałam ponownie, bo nie wiedziałam o co mu chodzi.
-Czapka, przez głowe ucieka najwięcej ciepła i szybko złapiesz chorobe. - powiedział i podał mi moją czapkę, która leżała na parapecie.
-Zibi błagam Cię, wyglądam jak skrzat w tej czapce. - mruknęłam, nienawidzę chodzić w czapkach, wolę marznąć, niż ją założyć.
-No to skrzacie zakładaj i idziemy. - zaśmiał się, ale widząc brak mojej reakcji, sam naciągnął mi czapkę na głowę. Wyszliśmy z domu, szliśmy po zaśnieżonych uliczkach mojego osiedla, rozmawiając o ostatnich wydarzeniach.
-Lubię takie rześkie powietrze, lepiej się wtedy oddycha. - powiedział brunet.
-Powietrze, powietrzem po prostu kocham zimę. - powiedziałam. Zbyszek był zapatrzony w migające lampki, więc wzięłam trochę śniegu do rąk i ulepiłam z niego kulkę, którą rzuciłam w Bartmana, ten momentalnie się odwrócił i spoglądał na mnie ze złowrogą miną.
-Tak chcesz się bawić? No to zobaczymy czy to Ci się spodoba. - powiedział i zaczął mnie gonić. Niestety śliska powierzchnia pod nogami mi to uniemożliwiała, więc brunet szybko mnie złapał i po chwili leżałam w wielkiej śnieżnej zaspie przygnieciona ciężarem Bartamnowego cielska.
-I co w dalszym ciągu podobają Ci się takie zabawy? - zapytał z głupkowatym uśmieszkiem.
-Oczywiście, a teraz złaź ze mnie grubasie, bo mnie miażdżysz. - powiedziałam i starałam się go ze mnie zepchnąć.
-Ja gruby? No to sobie przegrałaś, mała. - nim zdążyłam cokolwiek zrobić Zibi już mnie łaskotał. Prosiłam, błagałam, żeby przestał mnie łaskotać, bo umrę ze śmiechu, ale niestety brunet żądał przeprosin.
-Przepraszam! - powiedziałam między jednym a drugim wybuchem śniegu. Zbyszek przestał mnie łaskotać i spojrzał na mnie. Leżeliśmy tak na siebie, patrząc sobie w oczy, nasze twarze zaczęły niebezpiecznie zbliżać się do siebie, przez moje myśli przemykało milion myśli, nasze usta dzieliły milimetry, odwróciłam głowę. Brunet momentalnie odsunął się na bezpieczną odległość i wstał ze mnie, podając mi rękę, chwyciłam ją. Wstałam i otrzepałam się ze śniegu.
-Przepraszam poniosło mnie. - powiedział zmieszany. Pierwszy raz widziałam go takiego, zawsze był strasznie pewny siebie, a teraz?
-Nic się nie stało. Wracajmy już, bo zimno. - powiedziałam i zaczęłam iść w drogę powrotną. Do domu doszliśmy w całkowitym milczeniu. Było mi głupio się odezwać, Zbyszkowi najwyraźniej też. Gdy staliśmy pod domem zapytałam czy wejdzie, jeszcze na herbatę, ale odmówił.
-Ah, właśnie bym zapomniał. - powiedział wychodząc ponownie z samochodu. -Organizujemy z Miśkiem sylwestra, wiesz wpadnie cała drużyna i kilku chłopaków z kadry, mam nadzieję, że też nas zaszczycisz swoją osobą, no i to oczywiste, że zabierasz ze sobą dziewczyny. - kolejny raz tego wieczoru uśmiechnął się tak, że miękły mi kolana.
-Porozmawiam z nimi i dam Ci znać. - odwzajemniłam uśmiech.
-To do zobaczenia. - powiedział i wsiadł do samochodu, po chwili odjeżdżając. Westchnęłam tylko i powoli wróciłam do domu.


~*~

Wrócił do mieszkania, był na siebie zły za tą sytuację, nie chciał jej wystraszyć, a właśnie najprawdopodobniej to zrobił. Znał ją już od dobrych paru miesięcy, lecz nadal była dla niego zagadką, zaskakiwała go na każdym kroku, intrygowała go. Czuł, że brunetka jest dla niego ważna, dlatego tak się starał nie zrobić niczego głupiego. Robił wszystko aby Adrianna czuła się dobrze w jego towarzystwie, żeby nie odczuwała różnicy wieku jaka jest między nimi. Nawet poprosił chłopaków, żeby dobrze ją przyjęli, co było nie potrzebne, ponieważ rudowłosa zrobiła na nich wspaniałe wrażenie. Zauważył to, że dziewczyna potrafi dopasować się do każdej sytuacji, do tego jest bardzo inteligentna i miła. Westchnął ciężko i usiadł na kanapie, pocierając ręką czoło. Po chwili wstał i udał się pod ciepły prysznic. W tym czasie dostał wiadomość od dziewczyny.
'Kolejny raz dziękuje Ci za spacer, naprawdę lubię spędzać z Tobą czas. ; * '

~

Ostatni dzień w szkole przed przerwą świąteczną. Właśnie żegnałam się ze znajomymi i jeszcze raz życzyliśmy sobie „Wesołych Świąt”. Uśmiechnęłam się do dziewczyn, szczelnie opatulając się grubym żółtym szalikiem, na dłonie założyłam rękawiczki i mówiąc krótkie „pa” wyszłam z budynku szkoły. Na dworze lekko prószył śnieg i wyczuwalny był ostry mróz, prawdziwa zima stulecia jak ją nazywali meteorolodzy w telewizji. Poprawiłam wiszącą na moim ramieniu wielką torbę i ruszyłam w stronę przystanka autobusowego. Niestety marzłam na przystanku z dobre pół godziny, jak i inne parę osób czekając na nasz środek komunikacji. W zimę takie czekanie jest niestety nieuniknione. Przechodziłam co jakiś czas z nogi na nogę żeby było mi choć odrobinkę cieplej. Usłyszałam, że w torbie dzwoni mój telefon, zanim wygrzebałam go z dna wielkiego worka, przestał dzwonić, na wyświetlaczu widniał tylko napis „Jedno nieodebrane połączenie Zibi”, wybrałam jego numer i przystawiłam urządzenie do ucha. Po paru sygnałach brunet odebrał telefon.
-No wreszcie! Dlaczego nie odbierasz telefonu? - przywitał mnie.
-Bo raz byłam jeszcze dzisiaj w szkole, a po dwa miałam go na dnie torby, a teraz się streszczaj, bo ręka mi odmarza. - mruknęłam.
-Stoisz na tym mrozie? - zapytał zdziwiony.
-No przecież muszę jakoś dojechać do domu nie? A autobus się oczywiście spóźnia. - powiedziałam, kolejny raz patrząc w stronę z której miał nadjechać pojazd.
-Przyjechać po Ciebie? - zapytał i wiedziałam, że uśmiecha się wtedy chytrym uśmieszkiem.
-Nie dziękuje, właśnie nadjechała moja limuzyna, ale możesz wpaść na kawę, jeśli chcesz. - powiedziałam wchodząc do autobusu.
-Chętnie, ale nie mogę, mam czterdzieści stopni gorączki i mam zakaz wychodzenia z mieszkania. - mruknął zrezygnowany.
-Zbyszek! Gdzie się tak załatwiłeś? Zresztą nie ważne, będę za jakieś pół godziny u Ciebie. - powiedziałam i szybko się rozłączyłam żeby nie mógł temu zaprzeczyć. Przesiadłam się w inny autobus, droga do Żory minęła bez zbędnych niespodzianek, jeszcze przed pójściem do mieszkania bruneta postanowiłam zrobić małe zakupy, bo pewnie jego lodówka świeci pustkami. Chyba, że ubiegł mnie Michał Kubiak i zrobił Zbyszkowi zapasy jak na wojnę. Doszłam na osiedle na którym mieszkał Bartman i bez trudu odnalazłam żółto szary blok, w którym mieści się jego mieszkanie. Do klatki dostałam się bez problemu, niestety problem zaczynał się gdy miałam wjechać windą na czwarte piętro. Byłam trochę zmęczona i chciałam zdobyć się na odwagę żeby wsiąść niej, ale niestety strach wziął górę i na czwarte piętro udałam się schodami, czyli jak zwykle. Stanęłam przed drzwiami mieszkania i wzięłam parę głębokich oddechów, niestety moja kondycja jest bardzo słaba i po maratonie na czwarte piętro dostałam zadyszki. Zadzwoniłam na dzwonek, od razu usłyszałam szczekanie Bobika, na co lekko się uśmiechnęłam, po chwili zamek w drzwiach został przekręcony i drzwi otworzyły się.
-Zarażę Cie. - przywitał mnie brunet.
-Też się cieszę, że Cię widzę. - uśmiechnęłam się. -Cześć Bobek. - powiedziałam do merdającego ogonkiem yorka. -A Ty czego tu jeszcze stoisz? Marsz do łóżka. - rozkazałam patrząc jak Bartman uważnie mi się przygląda. Swoje kroki od razu skierowałam do kuchni, gdzie na stole położyłam zakupy. Zbyszek leżał rozwalony na kanapie w salonie, koło niego na kocu położył się również Bobek, patrząc na nich z boku wyglądali naprawdę słodko.
-Kupiłam Ci chusteczki, bo pewnie Ci się już kończą, jakieś owoce, bo teraz przydadzą Ci się witaminy i parę innych rzeczy do jedzenia. - powiedziałam wkładając wszystkie produkty na ich miejsce. W kuchni jak i całym mieszkaniu Bartmana czułam się jak u siebie, wiedziałam co gdzie stoi, co gdzie jest schowane, często spędzałam tu czas, szczególnie jeśli Zbyszek miał trochę wolnego czasu. Zabrałam koszyk z owocami i poszłam do salonu. Usiadłam koło bruneta, a koszyk położyłam na stole.
-Jadłeś obiad? - zapytałam patrząc na niego. Siatkarz nie zdążył mi odpowiedzieć, bo zaczął przeraźliwie kaszleć.
-Jadłem na razie tylko śniadanie. - powiedział, gdy napad kaszlu się skończył.
-Dobrze, że kupiłam warzywa. Ugotuje Ci rosół co? - zapytałam i spojrzałam na niego.
-Nie trzeba, nie chce Cię wykorzystywać, do robienia wszystkiego za mnie, bo jestem tylko chory. - powiedział, poprawiając się na kanapie.
-Oj, zamknij się Bartman. Trzeba Ci ugotować obiad. - warknęłam na niego i udałam się do kuchni. Przygotowałam sobie najpotrzebniejsze rzeczy i zaczęłam przygotowywać rosół. Nalałam wody do dużego garnka i włożyłam do niego mięso, postawiałam to na kuchence. Zabrałam się do krojenia warzyw. Gdy woda w garnku zaczęła się gotować wrzuciłam marchewkę i doprawiłam do smaku. Nagle poczułam jak ktoś oplata swoje ręce wokół mojej talii i kładzie głowę na moim ramieniu, wtedy poczułam perfumy, których zapach sprawiał, że moje kolana same się uginały.
-Jesteś moim aniołem, nie wiem co bym bez Ciebie zrobił. - usłyszałam cichy głos Zbyszka tuż przy moim uchu.
-Zginął byś beze mnie Bartman. - zaśmiałam się.
-Pewnie tak. - powiedział i pocałował mnie w policzek. Mimowolnie się uśmiechnęłam.

~*~

Siedzieliśmy na kanapie. Jej głowa spoczywała na moim ramieniu. W telewizorze leciała jakaś głupia komedia, z której rudowłosa co chwilę cicho chichotała. Czułem się znacznie lepiej mając ją koło siebie. Nie wiem co ta dziewczyna ze mną robi, ale czuję jak z dnia na dzień zależy mi na niej jeszcze bardziej.
-Co mi się tak przyglądasz? - zapytała mnie nagle, uśmiechając się przy tym figlarnie.
-Bo lubię. - powiedziałem i poczochrałem jej grzywkę. Spojrzała na mnie gniewnie, wiedziałem, że tego nie lubi, ale nie mogłem się powstrzymać.
-Jak Ty w takim stanie pojedziesz do rodziców na święta, bo chyba mi nie powiesz, że zostaniesz tutaj sam. - powiedziała, zmieniając temat.
-Nie pojadę, moi rodzice i siostra przyjadą w tym roku do mnie. - uśmiechnąłem się na samą myśl spędzonych z rodziną świat. Cieszyłem się, że grając w Polsce, mogę spędzać tak ważny czas z rodziną, grając we Włoszech strasznie mi tego brakowało.
-To dobrze. Wiem jakie to dla Ciebie ważne, więc dlatego pytałam. - uśmiechnęła się po raz kolejny. -Mam nadzieję, że moje święta też będą udane, bo niestety, ale zeszłorocznych nie pamiętam. - tym razem z jej ust zniknął uśmiech, a zastąpił go grymas niezadowolenia.
-Spokojnie wszystko sobie przypomnisz. Pamiętaj wszystko w swoim czasie. - powiedziałem przytulając ją do siebie. Czując, że Adrianna wtula się we mnie jeszcze bardziej, pocałowałem ją w czoło.
-To wszystko czasami jest takie trudne, niektóre z przypomnianych rzeczy znowu chciałabym zapomnieć. - westchnęła cicho.

~*~

Rano obudziły mnie promienie grudniowego słońca, które wdzierały się do pokoju, przez niezasłonięte okno. Chciałam rozciągnąć się na łóżku jak to mam w zwyczaju, ale coś usilnie mi to uniemożliwiało. Rozejrzałam się dookoła, pokój nie wyglądał jak mój. Spojrzałam na łóżko, obok mnie leżał Zbyszek. Dopiero wtedy przypomniałam sobie, że zasnęłam oglądając z nim film. Przebudziłam się dopiero, gdy brunet przenosił mnie do łóżka. Dał mi do przebrania swoją koszulkę, która na mnie wyglądała jak sukienka, powiedział jeszcze, że załatwił wszystko z moimi rodzicami. Spojrzałam jeszcze na Zbyszka, wyglądał tak łagodnie gdy spał, uśmiechnęłam się na ten widok.
Powoli wyszłam z łóżka. Poszłam do łazienki żeby się trochę ogarnąć, włosy spięłam w wysoki kok i poszłam przygotować kanapki. Kroiłam właśnie pomidora gdy usłyszałam dzwonek do drzwi, odłożyłam nóż i wytarłam ręce. Poszłam otworzyć drzwi, zapominając, że jestem tylko w koszulce Zbyszka. Otworzyłam drzwi i ku mojemu zaskoczeniu za nimi zobaczyłam rodziców bruneta i jego starszą siostrę z synkiem. Czułam jak moje policzki momentalnie nabierają ciemno czerwonego koloru. Pani Bartman zlustrowała mnie wzrokiem od góry do dołu, po czym uśmiechnęła się do mnie promiennie.
-Witaj moja droga! Ty zapewne jesteś Adrianna, Zbyszek wiele o Tobie opowiadał. - mówiła jak najęta. -A właśnie gdzie on jest? Pewnie śpi, on to jest strasznym leniem, gdy nie musi nic robić. - zaśmiała się. A ja co? Stałam jak ten słup soli i się wszystkiemu przyglądałam.
-To ja pójdę go obudzić. - powiedziałam i szybko zniknęłam za drzwiami sypialni chłopaka, który nadal smacznie spał. Nie miałam serca go budzić, ale to zdecydowanie była siła wyższa.
-Zbyszek obudź się. - powiedziałam i szarpnęłam go za ramie, niestety to nie poskutkowało. Brunet mruknął coś pod nosem i z powrotem ułożył się do spania. -Zbyszek no! Twoi rodzice przyjechali, wstawaj! - powiedziałam głośniej. Bartman od razu otworzył swoje zielono szare oczy.
-Co? - powiedział zdziwiony i natychmiast wstał z łóżka.
______________________________
mam nadzieję, że wam się podoba i, że zaskoczę was zakończeniem. ; )
nie wiem czy kolejna część pojawi się w przyszły piątek, bo mam w tym roku maturę, jest już styczeń a moja wiedza na maturę z biologii woła o pomstę do nieba, zresztą z historią nie jest dużo lepiej, wiec do zobaczenia wkrótce misie pysie!