Od ostatnich wydarzeń minęło kilka
miesięcy. Mamy polską piękną zimę, w której słoneczne mroźne
dni, przeplatają się z śnieżnymi zawieruchami, których jest na
całe szczęście o wiele mniej. We wrześniu wróciłam do szkoły.
Jak sobie radzę? Całkiem sprawnie, choć może jest to spowodowane
tym, że nauczyciele przymykają na mnie oko? Staram się być
bardziej odpowiedzialna, w czym pomagają mi rodzice, dziewczyny i
Zbyszek. Tak to ten Zbigniew Bartman, który wtedy mnie uratował i
bez mojej zgody zapożyczył sobie mój numer telefonu za co teraz
jestem mu bardzo wdzięczna. Moja pamięć powoli wraca, lecz teraz
nie wiem czy chcę żeby ona wracała. Chciałam poznać moje
wspomnienia, ponieważ myślałam, że miałam naprawdę fajne życie,
przynajmniej tak przedstawiła mi je mama po wypadku, ale gdy teraz
przypomniałam sobie rzeczy sprzed niego, nie chce ich pamiętać.
Siedziałam na parapecie i oglądałam
piękny krajobraz za oknem. Wszystko pokryte białym puchem, który
mieni się kolorami lampek, znajdujących się na drzewach i
choinkach, wszystko to sprawiało, że moje zwykłe szare osiedle,
stawało się miejscem iście z bajki. Był już wieczór, w rękach
trzymałam kubek z ciepłym kakao, które popijałam od czasu do
czasu. Nie wiem dlaczego, ale od pewnego czasu moje myśli krążyły
wokół bruneta. Zastanawiałam się co robi, czy ma trening, czy
może gdzieś wyszedł. Tak to dziwne. Zeskoczyłam z parapetu i
wyszłam z pokoju. Kubek odstawiłam do kuchni i usiadłam obok mamy
na kanapie.
-Jak się czujesz? - zapytała.
-Dobrze, dzisiaj rano jak wstałam to
spojrzałam na tą choinkę i śmiać mi się chciało, bo
przypomniały mi się święta trzy lata temu, jak kłóciłam się z
młodym o kolor bombek na choinkę, a w efekcie tego drzewko było
kolorowe, bo połowę bombek potłukliśmy. - zaśmiałam się znowu
na to wspomnienie.
-Spostrzegłaś, że Twoja pamięć
znowu daje o sobie znać? To dobry sygnał córciu, za niedługo nie
będziesz miała już żadnych luk w pamięci. - powiedziała
zadowolona i uśmiechnęła się do mnie.
-Wiesz mamo, jak teraz o tym myślę to
nie chcę wszystkiego pamiętać. - mruknęłam. Widziałam, że mama
chciała coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał nam dzwonek do
drzwi. -Otworzę. - powiedziałam i zeszłam na dół. Byłam pewna,
że za drzwiami ujrzę tatę, który wrócił z pracy, ale za
drzwiami stała niespodzianka w postaci Bartmana. Uśmiechnęłam się
na jego widok.
-Hej, co Ty tu robisz? - zapytałam,
cały czas się uśmiechając.
-Przyjechałem porwać Cię na spacer,
bo narzekałaś, że cały czas siedzisz w domu. - powiedział i
posłał mi swój sztandarowy uśmiech, od którego dziewczyną
miękną nogi.
-Jestem za, w końcu pokaże Ci, że
moje osiedle wcale nie jest takie szare i nijakie. - powiedziałam.
Uprzedziłam mamę, że wychodzę, uśmiechnęła się do mnie tak
jakoś dziwnie, gdy powiedziałam, że wychodzę ze Zbyszkiem.
Przygotowałam się do wyjścia i mogliśmy ruszać na spacer.
-No to co idziemy? - zapytałam i już
miałam wychodzić, kiedy brunet znacząco chrząknął.
-No coo? - zapytałam ponownie, bo nie
wiedziałam o co mu chodzi.
-Czapka, przez głowe ucieka najwięcej
ciepła i szybko złapiesz chorobe. - powiedział i podał mi moją
czapkę, która leżała na parapecie.
-Zibi błagam Cię, wyglądam jak
skrzat w tej czapce. - mruknęłam, nienawidzę chodzić w czapkach,
wolę marznąć, niż ją założyć.
-No to skrzacie zakładaj i idziemy. -
zaśmiał się, ale widząc brak mojej reakcji, sam naciągnął mi
czapkę na głowę. Wyszliśmy z domu, szliśmy po zaśnieżonych
uliczkach mojego osiedla, rozmawiając o ostatnich wydarzeniach.
-Lubię takie rześkie powietrze,
lepiej się wtedy oddycha. - powiedział brunet.
-Powietrze, powietrzem po prostu kocham
zimę. - powiedziałam. Zbyszek był zapatrzony w migające lampki,
więc wzięłam trochę śniegu do rąk i ulepiłam z niego kulkę,
którą rzuciłam w Bartmana, ten momentalnie się odwrócił i
spoglądał na mnie ze złowrogą miną.
-Tak chcesz się bawić? No to
zobaczymy czy to Ci się spodoba. - powiedział i zaczął mnie
gonić. Niestety śliska powierzchnia pod nogami mi to
uniemożliwiała, więc brunet szybko mnie złapał i po chwili
leżałam w wielkiej śnieżnej zaspie przygnieciona ciężarem
Bartamnowego cielska.
-I co w dalszym ciągu podobają Ci się
takie zabawy? - zapytał z głupkowatym uśmieszkiem.
-Oczywiście, a teraz złaź ze mnie
grubasie, bo mnie miażdżysz. - powiedziałam i starałam się go ze
mnie zepchnąć.
-Ja gruby? No to sobie przegrałaś,
mała. - nim zdążyłam cokolwiek zrobić Zibi już mnie łaskotał.
Prosiłam, błagałam, żeby przestał mnie łaskotać, bo umrę ze
śmiechu, ale niestety brunet żądał przeprosin.
-Przepraszam! - powiedziałam między
jednym a drugim wybuchem śniegu. Zbyszek przestał mnie łaskotać i
spojrzał na mnie. Leżeliśmy tak na siebie, patrząc sobie w oczy,
nasze twarze zaczęły niebezpiecznie zbliżać się do siebie, przez
moje myśli przemykało milion myśli, nasze usta dzieliły
milimetry, odwróciłam głowę. Brunet momentalnie odsunął się na
bezpieczną odległość i wstał ze mnie, podając mi rękę,
chwyciłam ją. Wstałam i otrzepałam się ze śniegu.
-Przepraszam poniosło mnie. -
powiedział zmieszany. Pierwszy raz widziałam go takiego, zawsze był
strasznie pewny siebie, a teraz?
-Nic się nie stało. Wracajmy już, bo
zimno. - powiedziałam i zaczęłam iść w drogę powrotną. Do domu
doszliśmy w całkowitym milczeniu. Było mi głupio się odezwać,
Zbyszkowi najwyraźniej też. Gdy staliśmy pod domem zapytałam czy
wejdzie, jeszcze na herbatę, ale odmówił.
-Ah, właśnie bym zapomniał. -
powiedział wychodząc ponownie z samochodu. -Organizujemy z Miśkiem
sylwestra, wiesz wpadnie cała drużyna i kilku chłopaków z kadry,
mam nadzieję, że też nas zaszczycisz swoją osobą, no i to
oczywiste, że zabierasz ze sobą dziewczyny. - kolejny raz tego
wieczoru uśmiechnął się tak, że miękły mi kolana.
-Porozmawiam z nimi i dam Ci znać. -
odwzajemniłam uśmiech.
-To do zobaczenia. - powiedział i
wsiadł do samochodu, po chwili odjeżdżając. Westchnęłam tylko i
powoli wróciłam do domu.
~*~
Wrócił do mieszkania, był na siebie
zły za tą sytuację, nie chciał jej wystraszyć, a właśnie
najprawdopodobniej to zrobił. Znał ją już od dobrych paru
miesięcy, lecz nadal była dla niego zagadką, zaskakiwała go na
każdym kroku, intrygowała go. Czuł, że brunetka jest dla niego
ważna, dlatego tak się starał nie zrobić niczego głupiego. Robił
wszystko aby Adrianna czuła się dobrze w jego towarzystwie, żeby
nie odczuwała różnicy wieku jaka jest między nimi. Nawet poprosił
chłopaków, żeby dobrze ją przyjęli, co było nie potrzebne,
ponieważ rudowłosa zrobiła na nich wspaniałe wrażenie. Zauważył
to, że dziewczyna potrafi dopasować się do każdej sytuacji, do
tego jest bardzo inteligentna i miła. Westchnął ciężko i usiadł
na kanapie, pocierając ręką czoło. Po chwili wstał i udał się
pod ciepły prysznic. W tym czasie dostał wiadomość od dziewczyny.
'Kolejny raz dziękuje Ci za spacer,
naprawdę lubię spędzać z Tobą czas. ; * '
~
Ostatni dzień w szkole przed przerwą
świąteczną. Właśnie żegnałam się ze znajomymi i jeszcze raz
życzyliśmy sobie „Wesołych Świąt”. Uśmiechnęłam się do
dziewczyn, szczelnie opatulając się grubym żółtym szalikiem, na
dłonie założyłam rękawiczki i mówiąc krótkie „pa” wyszłam
z budynku szkoły. Na dworze lekko prószył śnieg i wyczuwalny był
ostry mróz, prawdziwa zima stulecia jak ją nazywali meteorolodzy w
telewizji. Poprawiłam wiszącą na moim ramieniu wielką torbę i
ruszyłam w stronę przystanka autobusowego. Niestety marzłam na
przystanku z dobre pół godziny, jak i inne parę osób czekając na
nasz środek komunikacji. W zimę takie czekanie jest niestety
nieuniknione. Przechodziłam co jakiś czas z nogi na nogę żeby
było mi choć odrobinkę cieplej. Usłyszałam, że w torbie dzwoni
mój telefon, zanim wygrzebałam go z dna wielkiego worka, przestał
dzwonić, na wyświetlaczu widniał tylko napis „Jedno nieodebrane
połączenie Zibi”, wybrałam jego numer i przystawiłam urządzenie
do ucha. Po paru sygnałach brunet odebrał telefon.
-No wreszcie! Dlaczego nie odbierasz
telefonu? - przywitał mnie.
-Bo raz byłam jeszcze dzisiaj w
szkole, a po dwa miałam go na dnie torby, a teraz się streszczaj,
bo ręka mi odmarza. - mruknęłam.
-Stoisz na tym mrozie? - zapytał
zdziwiony.
-No przecież muszę jakoś dojechać
do domu nie? A autobus się oczywiście spóźnia. - powiedziałam,
kolejny raz patrząc w stronę z której miał nadjechać pojazd.
-Przyjechać po Ciebie? - zapytał i
wiedziałam, że uśmiecha się wtedy chytrym uśmieszkiem.
-Nie dziękuje, właśnie nadjechała
moja limuzyna, ale możesz wpaść na kawę, jeśli chcesz. -
powiedziałam wchodząc do autobusu.
-Chętnie, ale nie mogę, mam
czterdzieści stopni gorączki i mam zakaz wychodzenia z mieszkania.
- mruknął zrezygnowany.
-Zbyszek! Gdzie się tak załatwiłeś?
Zresztą nie ważne, będę za jakieś pół godziny u Ciebie. -
powiedziałam i szybko się rozłączyłam żeby nie mógł temu
zaprzeczyć. Przesiadłam się w inny autobus, droga do Żory minęła
bez zbędnych niespodzianek, jeszcze przed pójściem do mieszkania
bruneta postanowiłam zrobić małe zakupy, bo pewnie jego lodówka
świeci pustkami. Chyba, że ubiegł mnie Michał Kubiak i zrobił
Zbyszkowi zapasy jak na wojnę. Doszłam na osiedle na którym
mieszkał Bartman i bez trudu odnalazłam żółto szary blok, w
którym mieści się jego mieszkanie. Do klatki dostałam się bez
problemu, niestety problem zaczynał się gdy miałam wjechać windą
na czwarte piętro. Byłam trochę zmęczona i chciałam zdobyć się
na odwagę żeby wsiąść niej, ale niestety strach wziął górę i
na czwarte piętro udałam się schodami, czyli jak zwykle. Stanęłam
przed drzwiami mieszkania i wzięłam parę głębokich oddechów,
niestety moja kondycja jest bardzo słaba i po maratonie na czwarte
piętro dostałam zadyszki. Zadzwoniłam na dzwonek, od razu
usłyszałam szczekanie Bobika, na co lekko się uśmiechnęłam, po
chwili zamek w drzwiach został przekręcony i drzwi otworzyły się.
-Zarażę Cie. - przywitał mnie
brunet.
-Też się cieszę, że Cię widzę. -
uśmiechnęłam się. -Cześć Bobek. - powiedziałam do merdającego
ogonkiem yorka. -A Ty czego tu jeszcze stoisz? Marsz do łóżka. -
rozkazałam patrząc jak Bartman uważnie mi się przygląda. Swoje
kroki od razu skierowałam do kuchni, gdzie na stole położyłam
zakupy. Zbyszek leżał rozwalony na kanapie w salonie, koło niego
na kocu położył się również Bobek, patrząc na nich z boku
wyglądali naprawdę słodko.
-Kupiłam Ci chusteczki, bo pewnie Ci
się już kończą, jakieś owoce, bo teraz przydadzą Ci się
witaminy i parę innych rzeczy do jedzenia. - powiedziałam wkładając
wszystkie produkty na ich miejsce. W kuchni jak i całym mieszkaniu
Bartmana czułam się jak u siebie, wiedziałam co gdzie stoi, co
gdzie jest schowane, często spędzałam tu czas, szczególnie jeśli
Zbyszek miał trochę wolnego czasu. Zabrałam koszyk z owocami i
poszłam do salonu. Usiadłam koło bruneta, a koszyk położyłam na
stole.
-Jadłeś obiad? - zapytałam patrząc
na niego. Siatkarz nie zdążył mi odpowiedzieć, bo zaczął
przeraźliwie kaszleć.
-Jadłem na razie tylko śniadanie. -
powiedział, gdy napad kaszlu się skończył.
-Dobrze, że kupiłam warzywa. Ugotuje
Ci rosół co? - zapytałam i spojrzałam na niego.
-Nie trzeba, nie chce Cię
wykorzystywać, do robienia wszystkiego za mnie, bo jestem tylko
chory. - powiedział, poprawiając się na kanapie.
-Oj, zamknij się Bartman. Trzeba Ci
ugotować obiad. - warknęłam na niego i udałam się do kuchni.
Przygotowałam sobie najpotrzebniejsze rzeczy i zaczęłam
przygotowywać rosół. Nalałam wody do dużego garnka i włożyłam
do niego mięso, postawiałam to na kuchence. Zabrałam się do
krojenia warzyw. Gdy woda w garnku zaczęła się gotować wrzuciłam
marchewkę i doprawiłam do smaku. Nagle poczułam jak ktoś oplata
swoje ręce wokół mojej talii i kładzie głowę na moim ramieniu,
wtedy poczułam perfumy, których zapach sprawiał, że moje kolana
same się uginały.
-Jesteś moim aniołem, nie wiem co bym
bez Ciebie zrobił. - usłyszałam cichy głos Zbyszka tuż przy moim
uchu.
-Zginął byś beze mnie Bartman. -
zaśmiałam się.
-Pewnie tak. - powiedział i pocałował
mnie w policzek. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
~*~
Siedzieliśmy na kanapie. Jej głowa
spoczywała na moim ramieniu. W telewizorze leciała jakaś głupia
komedia, z której rudowłosa co chwilę cicho chichotała. Czułem
się znacznie lepiej mając ją koło siebie. Nie wiem co ta
dziewczyna ze mną robi, ale czuję jak z dnia na dzień zależy mi
na niej jeszcze bardziej.
-Co mi się tak przyglądasz? -
zapytała mnie nagle, uśmiechając się przy tym figlarnie.
-Bo lubię. - powiedziałem i
poczochrałem jej grzywkę. Spojrzała na mnie gniewnie, wiedziałem,
że tego nie lubi, ale nie mogłem się powstrzymać.
-Jak Ty w takim stanie pojedziesz do
rodziców na święta, bo chyba mi nie powiesz, że zostaniesz tutaj
sam. - powiedziała, zmieniając temat.
-Nie pojadę, moi rodzice i siostra
przyjadą w tym roku do mnie. - uśmiechnąłem się na samą myśl
spędzonych z rodziną świat. Cieszyłem się, że grając w Polsce,
mogę spędzać tak ważny czas z rodziną, grając we Włoszech
strasznie mi tego brakowało.
-To dobrze. Wiem jakie to dla Ciebie
ważne, więc dlatego pytałam. - uśmiechnęła się po raz kolejny.
-Mam nadzieję, że moje święta też będą udane, bo niestety, ale
zeszłorocznych nie pamiętam. - tym razem z jej ust zniknął
uśmiech, a zastąpił go grymas niezadowolenia.
-Spokojnie wszystko sobie przypomnisz.
Pamiętaj wszystko w swoim czasie. - powiedziałem przytulając ją
do siebie. Czując, że Adrianna wtula się we mnie jeszcze bardziej,
pocałowałem ją w czoło.
-To wszystko czasami jest takie trudne,
niektóre z przypomnianych rzeczy znowu chciałabym zapomnieć. -
westchnęła cicho.
~*~
Rano obudziły mnie promienie
grudniowego słońca, które wdzierały się do pokoju, przez
niezasłonięte okno. Chciałam rozciągnąć się na łóżku jak to
mam w zwyczaju, ale coś usilnie mi to uniemożliwiało. Rozejrzałam
się dookoła, pokój nie wyglądał jak mój. Spojrzałam na łóżko,
obok mnie leżał Zbyszek. Dopiero wtedy przypomniałam sobie, że
zasnęłam oglądając z nim film. Przebudziłam się dopiero, gdy
brunet przenosił mnie do łóżka. Dał mi do przebrania swoją
koszulkę, która na mnie wyglądała jak sukienka, powiedział
jeszcze, że załatwił wszystko z moimi rodzicami. Spojrzałam
jeszcze na Zbyszka, wyglądał tak łagodnie gdy spał, uśmiechnęłam
się na ten widok.
Powoli wyszłam z łóżka. Poszłam do
łazienki żeby się trochę ogarnąć, włosy spięłam w wysoki kok
i poszłam przygotować kanapki. Kroiłam właśnie pomidora gdy
usłyszałam dzwonek do drzwi, odłożyłam nóż i wytarłam ręce.
Poszłam otworzyć drzwi, zapominając, że jestem tylko w koszulce
Zbyszka. Otworzyłam drzwi i ku mojemu zaskoczeniu za nimi zobaczyłam
rodziców bruneta i jego starszą siostrę z synkiem. Czułam jak
moje policzki momentalnie nabierają ciemno czerwonego koloru. Pani
Bartman zlustrowała mnie wzrokiem od góry do dołu, po czym
uśmiechnęła się do mnie promiennie.
-Witaj moja droga! Ty zapewne jesteś
Adrianna, Zbyszek wiele o Tobie opowiadał. - mówiła jak najęta.
-A właśnie gdzie on jest? Pewnie śpi, on to jest strasznym leniem,
gdy nie musi nic robić. - zaśmiała się. A ja co? Stałam jak ten
słup soli i się wszystkiemu przyglądałam.
-To ja pójdę go obudzić. -
powiedziałam i szybko zniknęłam za drzwiami sypialni chłopaka,
który nadal smacznie spał. Nie miałam serca go budzić, ale to
zdecydowanie była siła wyższa.
-Zbyszek obudź się. - powiedziałam i
szarpnęłam go za ramie, niestety to nie poskutkowało. Brunet
mruknął coś pod nosem i z powrotem ułożył się do spania.
-Zbyszek no! Twoi rodzice przyjechali, wstawaj! - powiedziałam
głośniej. Bartman od razu otworzył swoje zielono szare oczy.
-Co? - powiedział
zdziwiony i natychmiast wstał z łóżka.
______________________________
mam nadzieję, że wam się podoba i, że zaskoczę was zakończeniem. ; )
______________________________
mam nadzieję, że wam się podoba i, że zaskoczę was zakończeniem. ; )
nie wiem czy kolejna część pojawi się w przyszły piątek, bo mam w tym roku maturę, jest już styczeń a moja wiedza na maturę z biologii woła o pomstę do nieba, zresztą z historią nie jest dużo lepiej, wiec do zobaczenia wkrótce misie pysie!